Powoli
wypływałam z nieprzeniknionej ciemności i wracałam do świata żywych. Delikatnie
uchyliłam powieki i natychmiast je zamknęłam z sykiem, ledwie zauważając
wszechogarniający mnie chłód. Głowę rozrywał mi niemiłosierny ból, który
promieniował, aż w okolice klatki piersiowej. Niechętnie podjęłam kolejną próbę
i otworzyłam oczy. Jasne promienie wschodzącego słońca raziły mnie dotkliwie,
ale nie zamierzałam się poddać. Ignorując fale bólu, które rozchodziły się po
całym moim ciele, z uwagą sprawdziłam czy wszystko ze mną w porządku. Nie
zauważyłam żadnych widocznych ran, choć ból rozrywał mi nie tylko klatkę
piersiową, ale i też głowę.
W
moim umyśle szalała niezrozumiała burza dezinformujących mnie wspomnień i
emocji. Zamroczona bólem, wolniej niż zazwyczaj zaczęłam kawałeczek po
kawałeczku segregować migające obrazy i zdałam sobie sprawę z czegoś okropnego.
Część myśli, które wędrowały po mojej jaźni, nie należały do mnie. Były to
wspomnienia i uczucia Jeremiasza. Przyjrzałam im się pobieżnie, lecz nie mogłam
ich zrozumieć. Miłość mieszała się z silnym uczuciem posłuszeństwa, dobroć z
okrucieństwem, a wszystko to otoczone było słabą poświatą samotności. Widząc to
wszystko, poczułam pod powiekami łzy, lecz powstrzymałam się od płaczu. A skoro
osobowość Jeremiasza była we mnie, to gdzie podziewało się jego ciało? I co
najważniejsze – co się z nim działo?
Zamrugałam
nerwowo powiekami, wracając do rzeczywistości. Ból wewnątrz mnie zelżał i
mogłam się skupić na znalezieniu Jeremiasza. Nie było to trudne, ponieważ
chłopak nie opuścił pomieszczenia, w którym się znajdowaliśmy. Leżał wciśnięty
w sam róg pokoju, mocno ściskając dłońmi kolana do brzucha. Jego głowa opierała
się bezwładnie na nogach, a przydługie włosy utworzyły wokół niej gęstą
kurtynę. Ciało chłopaka nie poruszało się. Stojąc kilka kroków od niego, ciężko
mi było dostrzec czy oddycha. Wystraszyłam się.
Dzielącą
nas przestrzeń przebiegłam w rekordowym tempie i uklękłam tuż przy nim.
Dotknęłam nieśmiało jego policzka, odgarniając przy tym niesfornie opadające
kosmyki włosów. Wsłuchałam się, wyszukując chociażby najlżejszego oddechu i gdy
wyczułam dłonią delikatne tętno, odetchnęłam z ulgą. Wiedziałam, że ciało
pozbawione wspomnień i emocji, może doprowadzić do zapaści, czego skutkiem
będzie bolesna i wręcz nieludzka śmierć. Na całe szczęście u Jeremiasza miałam
możliwość naprawienia szkód. Choć wiedziałam, że będzie mnie to kosztować wiele
wysiłku i będę przy tym cierpieć nawet bardziej niż on.
Odchyliłam
głowę chłopaka i ostrożnie, ale i stabilnie oparłam ją o chropowatą ścianę,
starając się nie zauważać pustki, rozszerzającej się w jego oczach. Z trudem
wyprostowałam nogi Jeremiasza, patrząc z lękiem jak dłonie chłopaka opadają
bezwładnie na podłogę. Usiadłam w lekkim przyklęku na jego biodrach, czując, że
się rumienię, przygnieciona przez intymność tej pozycji. Odegnałam od siebie
niepotrzebne myśli i ujęłam dłońmi jego skronie. Poczułam silne rwanie w
głowie, gdy obce myśli wyczuły obecność Jeremiasza. Przymknęłam oczy i zaczęłam
leczenie.
Zaczęłam
podróż we własną świadomość. Odnalazłam obce myśli i nitka po nitce odrywałam
każdą z nich, tworząc mentalny sznur. Było ich całkiem sporo, a utrzymanie ich
razem stanowiło nie lada wyczyn. Każde odrywające się ode mnie wspomnienie,
zadawało i kłujący, dotkliwy ból, objawiający się silnymi uderzeniami podobnymi
do migreny. W połowie omal nie zemdlałam z wysiłku, ale nie zamierzałam się
poddawać.
Gdy
wszystkie wspomnienia Jeremiasza zostały oddzielone od mojej duszy, zaczęłam
proces naprawczy w ciele chłopaka. Każde wspomnienie na nowo lokowałam w
świadomości chłopaka, starając się jak najbardziej utrzymać chronologię w tym,
co robię. Nie było to łatwym zadaniem, ponieważ nie znałam historii życia
Jeremiasza. Ta myśl nieco mnie zdekoncentrowała, ale bardzo szybko wróciłam na właściwy
tor myślowy i poświęciłam się całkowicie uzupełnianiu wspomnień mojego
przyjaciela. W momencie, gdy każda nić znalazła się na swoim miejscu, opuściłam
powoli umysł Jeremiasza. Jęknęłam z wysiłku, nie mogąc otworzyć oczu. Czułam
jak moje ciało pokryte jest potem i pali mnie, aż do samego środka. Zmęczone
dłonie oparłam bezwiednie na brzuchu chłopaka, wyczuwając wracające do normy
ruchy przepony. Uśmiechnęłam się pod nosem, zadowolona z sukcesu.
Nie
mogłam uwierzyć w swoją głupotę. Jak mogłam dopuścić, aby szczery okaz sympatii
wobec mnie, tak gwałtownie mną poruszył? Wiedziałam, że przeszłość wisi nade
mną niczym cień, a czające się w niej lęki, pobudza mój system obronny do
szybkiego, aczkolwiek nie do końca przemyślnego działania. Wyrwałam swojemu
jedynemu przyjacielowi całą świadomość i zagarnęłam na własność, tylko dlatego,
że był wobec mnie szczery i pokazał mi, jak bardzo mu na mnie zależy. Byłam
okrutna. Wiedziałam, że słowo „przepraszam” tu nie wystarczy. Dopuściłam się
czegoś, za co będę gardzić sobą do końca życia.
W swoim życiu
tylko raz pozbawiłam kogoś świadomości i to działanie także było spowodowane
instynktem obronnym. Nie chciałam zostać skrzywdzona, więc skrzywdziłam swojego
przyszłego oprawcę w tak dotkliwy sposób, że umarł w niesamowitych męczarniach
w zaledwie mniej niż minutę. Nawet, gdybym była świadoma swojego czynu, nie
byłabym w stanie naprawić tego błędu. To działo się za szybko.
Poczułam jak
Jeremiasz opuszcza powoli głowę. Wiedziałam, że mi się przygląda, a jego
spojrzenie przenika mnie do głębi. Chciałam jak najszybciej przerwać tą chwilę
bliskości i zerwałam się z nóg chłopaka, co przypłaciłam gwałtownym zawrotem
głowy i opadnięciem wprost w jego ramiona. Jednak zamiast spodziewanego się odrzucenia,
poczułam, że uścisk chłopaka wzmacnia się i chwilę potem byłam mocno i czule
tulona.
- To było… - usłyszałam słaby jęk
Jeremiasza, lecz nie pozwoliłam mu dokończyć, zakrywając nieporadnie dłonią
jego usta.
- Niebezpieczne i głupie. –
dokończyłam za niego. - Więcej nie proś
mnie oto, abym pokazała ci, na czym polega mój dar. Zwłaszcza, gdy chcesz mnie
uraczyć tak silnym pakietem emocjonalnym na przywitanie.
- Będę o tym pamiętał. –
wyszeptał mi wprost do ucha, a jego ciepły oddech wywołał na moim ciele
przyjemny dreszcz.
Podjęłam
kolejną próbę wstania i przerwania tej intymnej chwili. Tym razem odniosłam
sukces i kilka sekund później stałam nad chłopakiem, podając mu pomocną dłoń
przy wstawaniu. Spojrzał na mnie i moją dłoń z ironią, sam podnosząc się z
zakurzonej podłogi. Nieporadnie skrzyżowałam dłonie na piersi i spojrzałam na
otwarte okno, ciesząc wzrok kolejnym wschodem słońca. Wewnętrznie czułam się
rozbita i potrzebowałam długiego snu oraz ciepłego posiłku. Nie byłam jednak
pewna czy będzie mi to dane. Zniknęliśmy z Jeremiaszem na całą noc. Ktoś na
pewno odkrył już dawno naszą nieobecność i zapewne szuka nas cały ośrodek.
- Musimy wracać. – usłyszałam
głos chłopaka, który stał dalej w rogu pokoju.
Odwróciłam się
i niepewnie mu się przyjrzałam. Mimo udawanego opanowania, widać było, że nasza
mała przygoda i także na nim odcisnęła mocne piętno. Wielkie, fioletowe sińce i
przekrwione spojrzenie, wyglądały niepokojąco. Szybko zamknęłam otwarte dotąd
okno, które zaskrzypiało na mnie oskarżycielsko. Ruszyłam w stronę drzwi,
powstrzymując się od złapania Jeremiasza za rękę. Bałam się tego, co czekało na
nas klika pięter niżej w innej części budynku. Nie musiałam używać daru. Pod
skórą wyczuwałam nadchodzące kłopoty.
Podróż
do uczęszczanej części wilii zajęła nam znacznie więcej czasu niż się tego
spodziewaliśmy. Oboje czuliśmy się rozbici i byliśmy niemal śmiertelnie
zmęczeni. Jeremiasz raz po raz pocierał oczy, jak gdyby coś drażniło jego
spojówki. Gdybym przyjrzała się bliżej, ujrzałabym jak chłopak płacze, jednak
zmęczona akcją ratunkową, chwilowo utraciłam swój instynkt zauważania
szczegółów, tworzących całość. Pewnie zapytałabym się go wtedy, skąd taki silny
napływ emocji. A może… a może milczałabym, tak jak w tamtym momencie, udając
nieświadomą tego, co dzieje się z chłopakiem? Nie liczyłam na to, że Jeremiasz
jest zdolny do szczerych rozmów o własnych uczuciach. Była bardzo skryty, a
jego dar jeszcze mu w tym pomagał. Tajemnicza aura wciąż otaczała mojego
przyjaciela, ale tym razem nie chciałam przedrzeć się przez tą barierę. Za dużo
niespodziewanego przeżyliśmy oboje dzisiejszego dnia.
Nagle
usłyszeliśmy ciche kroki, dochodzące z oddali. Rozejrzałam się niespokojnie po
korytarzu, modląc się w duchu, aby te kroki nie należały do tego kogoś, a
właściwie czegoś, co niedawno spotkałam, wędrując nocą po korytarzach wilii. Z
ciszy wydobył się ostrzegawczy warkot i wiedziałam, że czekają nas spore
nieprzyjemności.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz