18 grudnia 2018

Labirynt myśli #18


            Powoli wypływałam z nieprzeniknionej ciemności i wracałam do świata żywych. Delikatnie uchyliłam powieki i natychmiast je zamknęłam z sykiem, ledwie zauważając wszechogarniający mnie chłód. Głowę rozrywał mi niemiłosierny ból, który promieniował, aż w okolice klatki piersiowej. Niechętnie podjęłam kolejną próbę i otworzyłam oczy. Jasne promienie wschodzącego słońca raziły mnie dotkliwie, ale nie zamierzałam się poddać. Ignorując fale bólu, które rozchodziły się po całym moim ciele, z uwagą sprawdziłam czy wszystko ze mną w porządku. Nie zauważyłam żadnych widocznych ran, choć ból rozrywał mi nie tylko klatkę piersiową, ale i też głowę.

            W moim umyśle szalała niezrozumiała burza dezinformujących mnie wspomnień i emocji. Zamroczona bólem, wolniej niż zazwyczaj zaczęłam kawałeczek po kawałeczku segregować migające obrazy i zdałam sobie sprawę z czegoś okropnego. Część myśli, które wędrowały po mojej jaźni, nie należały do mnie. Były to wspomnienia i uczucia Jeremiasza. Przyjrzałam im się pobieżnie, lecz nie mogłam ich zrozumieć. Miłość mieszała się z silnym uczuciem posłuszeństwa, dobroć z okrucieństwem, a wszystko to otoczone było słabą poświatą samotności. Widząc to wszystko, poczułam pod powiekami łzy, lecz powstrzymałam się od płaczu. A skoro osobowość Jeremiasza była we mnie, to gdzie podziewało się jego ciało? I co najważniejsze – co się z nim działo?

            Zamrugałam nerwowo powiekami, wracając do rzeczywistości. Ból wewnątrz mnie zelżał i mogłam się skupić na znalezieniu Jeremiasza. Nie było to trudne, ponieważ chłopak nie opuścił pomieszczenia, w którym się znajdowaliśmy. Leżał wciśnięty w sam róg pokoju, mocno ściskając dłońmi kolana do brzucha. Jego głowa opierała się bezwładnie na nogach, a przydługie włosy utworzyły wokół niej gęstą kurtynę. Ciało chłopaka nie poruszało się. Stojąc kilka kroków od niego, ciężko mi było dostrzec czy oddycha. Wystraszyłam się.

            Dzielącą nas przestrzeń przebiegłam w rekordowym tempie i uklękłam tuż przy nim. Dotknęłam nieśmiało jego policzka, odgarniając przy tym niesfornie opadające kosmyki włosów. Wsłuchałam się, wyszukując chociażby najlżejszego oddechu i gdy wyczułam dłonią delikatne tętno, odetchnęłam z ulgą. Wiedziałam, że ciało pozbawione wspomnień i emocji, może doprowadzić do zapaści, czego skutkiem będzie bolesna i wręcz nieludzka śmierć. Na całe szczęście u Jeremiasza miałam możliwość naprawienia szkód. Choć wiedziałam, że będzie mnie to kosztować wiele wysiłku i będę przy tym cierpieć nawet bardziej niż on.

            Odchyliłam głowę chłopaka i ostrożnie, ale i stabilnie oparłam ją o chropowatą ścianę, starając się nie zauważać pustki, rozszerzającej się w jego oczach. Z trudem wyprostowałam nogi Jeremiasza, patrząc z lękiem jak dłonie chłopaka opadają bezwładnie na podłogę. Usiadłam w lekkim przyklęku na jego biodrach, czując, że się rumienię, przygnieciona przez intymność tej pozycji. Odegnałam od siebie niepotrzebne myśli i ujęłam dłońmi jego skronie. Poczułam silne rwanie w głowie, gdy obce myśli wyczuły obecność Jeremiasza. Przymknęłam oczy i zaczęłam leczenie.

            Zaczęłam podróż we własną świadomość. Odnalazłam obce myśli i nitka po nitce odrywałam każdą z nich, tworząc mentalny sznur. Było ich całkiem sporo, a utrzymanie ich razem stanowiło nie lada wyczyn. Każde odrywające się ode mnie wspomnienie, zadawało i kłujący, dotkliwy ból, objawiający się silnymi uderzeniami podobnymi do migreny. W połowie omal nie zemdlałam z wysiłku, ale nie zamierzałam się poddawać.

            Gdy wszystkie wspomnienia Jeremiasza zostały oddzielone od mojej duszy, zaczęłam proces naprawczy w ciele chłopaka. Każde wspomnienie na nowo lokowałam w świadomości chłopaka, starając się jak najbardziej utrzymać chronologię w tym, co robię. Nie było to łatwym zadaniem, ponieważ nie znałam historii życia Jeremiasza. Ta myśl nieco mnie zdekoncentrowała, ale bardzo szybko wróciłam na właściwy tor myślowy i poświęciłam się całkowicie uzupełnianiu wspomnień mojego przyjaciela. W momencie, gdy każda nić znalazła się na swoim miejscu, opuściłam powoli umysł Jeremiasza. Jęknęłam z wysiłku, nie mogąc otworzyć oczu. Czułam jak moje ciało pokryte jest potem i pali mnie, aż do samego środka. Zmęczone dłonie oparłam bezwiednie na brzuchu chłopaka, wyczuwając wracające do normy ruchy przepony. Uśmiechnęłam się pod nosem, zadowolona z sukcesu.

            Nie mogłam uwierzyć w swoją głupotę. Jak mogłam dopuścić, aby szczery okaz sympatii wobec mnie, tak gwałtownie mną poruszył? Wiedziałam, że przeszłość wisi nade mną niczym cień, a czające się w niej lęki, pobudza mój system obronny do szybkiego, aczkolwiek nie do końca przemyślnego działania. Wyrwałam swojemu jedynemu przyjacielowi całą świadomość i zagarnęłam na własność, tylko dlatego, że był wobec mnie szczery i pokazał mi, jak bardzo mu na mnie zależy. Byłam okrutna. Wiedziałam, że słowo „przepraszam” tu nie wystarczy. Dopuściłam się czegoś, za co będę gardzić sobą do końca życia.

W swoim życiu tylko raz pozbawiłam kogoś świadomości i to działanie także było spowodowane instynktem obronnym. Nie chciałam zostać skrzywdzona, więc skrzywdziłam swojego przyszłego oprawcę w tak dotkliwy sposób, że umarł w niesamowitych męczarniach w zaledwie mniej niż minutę. Nawet, gdybym była świadoma swojego czynu, nie byłabym w stanie naprawić tego błędu. To działo się za szybko.

Poczułam jak Jeremiasz opuszcza powoli głowę. Wiedziałam, że mi się przygląda, a jego spojrzenie przenika mnie do głębi. Chciałam jak najszybciej przerwać tą chwilę bliskości i zerwałam się z nóg chłopaka, co przypłaciłam gwałtownym zawrotem głowy i opadnięciem wprost w jego ramiona. Jednak zamiast spodziewanego się odrzucenia, poczułam, że uścisk chłopaka wzmacnia się i chwilę potem byłam mocno i czule tulona.

- To było… - usłyszałam słaby jęk Jeremiasza, lecz nie pozwoliłam mu dokończyć, zakrywając nieporadnie dłonią jego usta.

- Niebezpieczne i głupie. – dokończyłam za niego. -  Więcej nie proś mnie oto, abym pokazała ci, na czym polega mój dar. Zwłaszcza, gdy chcesz mnie uraczyć tak silnym pakietem emocjonalnym na przywitanie.

- Będę o tym pamiętał. – wyszeptał mi wprost do ucha, a jego ciepły oddech wywołał na moim ciele przyjemny dreszcz.

            Podjęłam kolejną próbę wstania i przerwania tej intymnej chwili. Tym razem odniosłam sukces i kilka sekund później stałam nad chłopakiem, podając mu pomocną dłoń przy wstawaniu. Spojrzał na mnie i moją dłoń z ironią, sam podnosząc się z zakurzonej podłogi. Nieporadnie skrzyżowałam dłonie na piersi i spojrzałam na otwarte okno, ciesząc wzrok kolejnym wschodem słońca. Wewnętrznie czułam się rozbita i potrzebowałam długiego snu oraz ciepłego posiłku. Nie byłam jednak pewna czy będzie mi to dane. Zniknęliśmy z Jeremiaszem na całą noc. Ktoś na pewno odkrył już dawno naszą nieobecność i zapewne szuka nas cały ośrodek.

- Musimy wracać. – usłyszałam głos chłopaka, który stał dalej w rogu pokoju.

Odwróciłam się i niepewnie mu się przyjrzałam. Mimo udawanego opanowania, widać było, że nasza mała przygoda i także na nim odcisnęła mocne piętno. Wielkie, fioletowe sińce i przekrwione spojrzenie, wyglądały niepokojąco. Szybko zamknęłam otwarte dotąd okno, które zaskrzypiało na mnie oskarżycielsko. Ruszyłam w stronę drzwi, powstrzymując się od złapania Jeremiasza za rękę. Bałam się tego, co czekało na nas klika pięter niżej w innej części budynku. Nie musiałam używać daru. Pod skórą wyczuwałam nadchodzące kłopoty.



            Podróż do uczęszczanej części wilii zajęła nam znacznie więcej czasu niż się tego spodziewaliśmy. Oboje czuliśmy się rozbici i byliśmy niemal śmiertelnie zmęczeni. Jeremiasz raz po raz pocierał oczy, jak gdyby coś drażniło jego spojówki. Gdybym przyjrzała się bliżej, ujrzałabym jak chłopak płacze, jednak zmęczona akcją ratunkową, chwilowo utraciłam swój instynkt zauważania szczegółów, tworzących całość. Pewnie zapytałabym się go wtedy, skąd taki silny napływ emocji. A może… a może milczałabym, tak jak w tamtym momencie, udając nieświadomą tego, co dzieje się z chłopakiem? Nie liczyłam na to, że Jeremiasz jest zdolny do szczerych rozmów o własnych uczuciach. Była bardzo skryty, a jego dar jeszcze mu w tym pomagał. Tajemnicza aura wciąż otaczała mojego przyjaciela, ale tym razem nie chciałam przedrzeć się przez tą barierę. Za dużo niespodziewanego przeżyliśmy oboje dzisiejszego dnia.

            Nagle usłyszeliśmy ciche kroki, dochodzące z oddali. Rozejrzałam się niespokojnie po korytarzu, modląc się w duchu, aby te kroki nie należały do tego kogoś, a właściwie czegoś, co niedawno spotkałam, wędrując nocą po korytarzach wilii. Z ciszy wydobył się ostrzegawczy warkot i wiedziałam, że czekają nas spore nieprzyjemności.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz