23 lipca 2018

Labirynt myśli #17


            Zbliżał się wieczór. Chłodny wiatr, zapowiadający nadchodzącą noc, delikatnie muskał moją skórę niczym czuły kochanek. Trzymałam dłonią jedną część otwartego przeze mnie okna i patrzyłam w dal, rozmyślając nad tym, co ujrzałam w sali, znajdującej się kilka pięter pode mną. Czułam napływające w kąciki oczu łzy, które były wynikiem burzy emocji, rozdzierającej mnie od środka. Nie chciałam ich jednak uwolnić. To nie była dobra pora na to.

Usłyszałam ciche westchnienie za swoimi plecami. Nie miałam ochoty się odwracać, lecz wiedziałam, że muszę to zrobić. Zmusiłam swoje ciało do ruchu i skierowałam wzrok na siedzącego w najgłębszym rogu pokoju na zdezelowanym fotelu Jeremiasza, który zakrywał twarz dłońmi. Wyglądał niczym posąg greckiego herosa, który zastygł na wieczność w bezruchu. Wiedziałam, że mój przyjaciel próbuje poradzić sobie z własnymi uczuciami. I choć nie do końca mogłam je odczytać, ich cząstki dały mi do zrozumienia, że chłopak walczy z przerażeniem i niedowierzaniem, które zawładnęły nim od środka. Cokolwiek zobaczył w tamtym miejscu, nie różniło się aż tak bardzo od tego, co ja ujrzałam. Rozumiałam go, bo sama na początku miałam ochotę krzyczeć i pobiec w stronę Kiera, żądając wyjaśnień. Tyle, że w odróżnieniu od Jeremiasza, ja tą wiedzę już posiadłam. Te tajemnicze głosy wyjaśniły mi wszystko bez wypowiedzenia nawet jednego słowa. Do tej pory żar ich emocji palił mnie od środka.

- Wszystko w porządku? – powiedziałam łamiącym się głosem, nad którym ciężko mi było zapanować. Jeremiasz opuścił dłonie w dół, tym samym odsłaniając twarz. Nie zauważyłam na niej żadnych śladów łez. Mimo szalejących w nim uczuć, mężczyzna pozostawał na zewnątrz niewzruszony - niemal obojętny. Jego chłodny wzrok zatrzymał się na kilka sekund na mnie, po czym zaczął uważnie badać każdy kawałeczek pomieszczenia, w którym się znajdowaliśmy.

- Gdzie jesteśmy? – zapytał twardo, nie przerywając swoich oględzin.

- W moim azylu. – chłopak przerwał na chwilę, aby zmiażdżyć mnie swoim spojrzeniem. Taka odpowiedź mu nie wystarczała, potrzebował konkretów.

Wzięłam głębszy wdech i bezwiednie przeleciałam wzrokiem po ścianach pokoju, który wiele razy dawał mi ukojenie i spokój. To tu zaszywałam się, gdy nie chciałam być już pod obserwacją. Nikt nie odwiedzał tej części domu. Nie tylko dlatego, że znajdowała się ona w najwyższej kondygnacji budynku, budząc z zewnątrz grozę. Było to miejsce pozbawione wszystkiego: elektryczności, ogrzewania i praktycznie też mebli. Tylko samotny, rozpadający się fotel, stojący w rogu pokoju i długa, ale wąska ława, ustawiona pod oknem, były na wyposażeniu tego pokoju. Ale w chwilach samotności tyle mi wystarczało.

Dawniej bywałam w tym miejscu niemal codziennie, płacząc, krzycząc czy rzucając się bezradnie po bordowych ścianach, z których samoczynnie odpadała stara farba. Niekiedy otwierałam wielkie okno, które było jednym źródłem światła w pomieszczeniu, kładłam się na niewygodnej ławie i patrzyłam prosto w niebo na płynące leniwie obłoki, szukając stamtąd ratunku. Lecz po pewnym czasie, gdy z coraz większą łatwością szło mi panowanie nad moim darem, zaczynałam pojawiać się w tym miejscu rzadziej, aż w końcu moje samotne wycieczki ustały w momencie, gdy nauczyłam się odcinać od wszystkiego, co działo się w umysłach innych.
Spojrzałam na drewnianą podłogę, na której znajdowała się dość gruba warstwa kurzu i z lekkim ukłuciem w sercu odnalazłam na niej swoje dawne ślady, rozmazane przez czas. Byłam tu tak dawno, ze nie liczyłam, ze tu wrócę. Nie myślałam, ze będę potrzebować odcięcia, aż do tej chwili.

- Północna część domu. Tył. Ostatnie piętro z oknem, różniącym się nieznacznie wielkością od innych okien. – odparłam bezbarwnym głosem, wewnątrz czując się jak zdrajca. Traciłam powoli swój azyl.

- To ta część domu, która z zewnątrz wygląda jak ruina? – zapytał powoli Jeremiasz, robiąc przy tym zamyśloną minę.

- Tak. To ta część.

- Myślałem, że wewnątrz wygląda to podobnie. – odparł, podchodząc do otwartego okna. Poczułam kolejny powiew wiatru, który był jeszcze zimniejszy niż poprzednie. Zbliżał się wieczór, a w pokoju zaczęło się ściemniać.

Delikatnie zadrżałam na myśl o przebywaniu w ciemności razem z Jeremiaszem. Czułam jakiś dziwny pociąg do jego osoby, który dawał mi podobne wrażenie bezpieczeństwa, które odczułam czytając w umyśle Simona. Lecz u Simona ten pociąg miał charakter dziki, naturalny, a ten u Jeremiasza był taki przyziemny i realny. Pokręciłam głową, próbując rozgonić te niedorzeczne przemyślenia.

Podeszłam do Jeremiasza, który wydawał się niewzruszony i nieobecny. Jednak przyglądając mu się uważniej dostrzegłam na jego twarzy lekki rumieniec, a na splątanych ze sobą ramionach gęsią skórkę. Tak trudno mi było uwierzyć w tamtej chwili, że moja obecność silnie działała na niego.

- To rzeczywiście jest azyl. – stwierdził po chwili milczenia chłopak, a na jego twarzy zagościł nieśmiały uśmiech. Odwzajemniłam go bezwiednie. – No to jak? Jesteś telekinetyczną, medium czy jasnowidzącą?

            Jego bezpośredniość sprawiła, że na chwilę straciłam dech. Usiadłam tyłem do widoku za oknem i splotłam ze sobą dłonie. Jak miałam wytłumaczyć kim jestem, gdy sama nie znałam odpowiedzi na to pytanie?

- Nie mam pojęcia. – odparłam zgodnie z prawdą. Jeremiasz zerknął na mnie z ukosa i oparł się o wąski parapet. Wydawało mi się, że przez sekundę zauważyłam na jego twarzy jakiś cień, lecz szybko znikł on pod maską opanowania. – Wiem, że potrafię namieszać prawie każdemu w głowie.

- Żebyś wiedziała… - mruknął pod nosem chłopak, i choć na jego twarzy zagościł żartobliwy uśmiech, jego wzrok pozostawał niesamowicie poważny. Nie wiedziałam, co tak naprawdę dzieje się w jego głowie. Oprócz tej jednej chwili pod schodami, jego umysł zakrywała cienka, mglista powłoka, która zniekształcała mi obraz emocji. Nie wiedział, co o tym sądzić.

- Sam nie jesteś święty. Ta twoja ciągła nieobecność. Znikanie i pojawianie się nagle. Duchem jesteś czy co? – odgryzłam mu się nieco za bardzo opryskliwie, ale nie obraził się o to.
- Można tak powiedzieć. Potrafię się zdematerializować tak, że pozostaję niewidoczny dla reszty. Nikt mnie nie widzi, nikt nie może dotknąć. Przenikam ściany jak powietrze, jednocześnie mogąc poruszać czym chcę i to dotknąć. Jestem jak żywy duch. – powiedział to wszystko szczerze, niemal jednym tchem. Jego zaufanie względem mnie było niepokojące, ale jednocześnie takie miłe. Nikt dawno ni był tak szczery w rozmowie ze mną. Jeremiasz był niesamowity. – Idealny żołnierz, jak mawiał mój ojciec.

            Ostatnie słowa wypowiedział z taką nutą goryczy, że zrozumiałam, iż nie należy o to pytać. Zerknęłam na niego niepewnie, ale wciąż pozostawał taki sam. Niewzruszony. Jego opanowanie ciągle mnie szokowało.

- Ale ty jakoś zawsze wiedziałaś, że się zbliżam. Tylko jak to robiłaś?

- Nie trudno cię usłyszeć, gdy myślisz i czujesz. – odparłam, uważając tą odpowiedź za logiczną i prostą do zrozumienia. Jednak dla niego okazała się ona niezrozumiała. Ześlizgnął się z parapetu i usiadł bardzo blisko mnie. Poczułam się niezręcznie. – Mogę ci pokazać, ale możesz nie być zachwycony.

            Usiedliśmy przodem do siebie, a ja uniosłam dłonie i delikatnie dotknęłam opuszkami palców jego skroni. Zadrżał pod moim dotykiem, ale zignorowałam to. Poczułam niesamowitą chęć wejścia w jego umysł na siłę, ale nie chciałam zrobić mu krzywdy. Ludzkie jestestwo było takie delikatne.

- Zobaczysz wszystko? – zapytał, a w jego głosie zabrzmiała nutka strachu.

-Nie. Tylko to, co będziesz chciał mi pokazać.

-Będzie bolało?- skrzywił się na myśl o bólu.

- Nie sądzę, że w ogóle cokolwiek poczujesz. Chyba, że będę tego chciała.

            Popatrzył na mnie z lekką rezerwą, ale kiwnął głową na znak zgody. Przymknęłam powieki i dałam ponieść się darowi. Zaczęła mnie przepełniać radość i cieszyłam się niczym małe dziecko z prezentu. Dobrowolne grzebanie w czyjejś świadomości tak mocno różniło się od tego, co robiłam do tej pory. Emocje nie były oporne, śmiało zbliżały się do mnie i lizały moją jaźń, przyjaźnie witając się ze mną. Natomiast wspomnienia trzymały się z boku i czekały na swoją kolej. Nie chciałam wbrew Jeremiaszowi zobaczyć któregoś z nich, więc zaczęłam zbliżać się do migających obrazów i czekałam cierpliwie, aż któreś samo się przede mną ujawni.

            Efekt mojego oczekiwania zaskoczył mnie. Większość wspomnień rzuciło się na mnie, napełniając mnie kolorowymi obrazami, które przewijały się przed moimi oczami niczym film. Emocje, które towarzyszyły każdemu ze wspomnień, otaczały mnie jak kolorowa mgła, która zmieniała natężenie danego koloru jak w kalejdoskopie. Odczuwałam szczęście, smutek, złość, miłość i wiele innych emocji z takim natężeniem, aż zakręciło mi się w głowie. Postanowiłam się odciąć od umysłu Jeremiasza i z ulgą stworzyłam niewidzialną barierę, która oddzieliła mnie od tego, co nie było częścią mnie.

            Rozejrzałam się na spokojnie i dostrzegłam, że niewielka grupa wspomnień trzyma się wciąż na uboczu. Wyszłam z tęczowej burzy, która była wobec mnie otwarta i chętna, i zbliżyłam się do tych, które nie chciały się ujawnić. Obejrzałam z zaciekawieniem plamę rozmazanych obrazów i kolorowych, mglistych emocji, które wirowały w miejscu, a z każdym moim krokiem oddalały się ode mnie. Byłam bardzo ciekawa, co ukrywa przede mną Jeremiasz, a pokusa złamania bariery, chroniącej niechętne mi wspomnienia, była bardzo silna. Z trudem zwalczyłam ją, odsuwając się w tył do burzy szalejącej za moimi plecami, ale nie weszłam w nią ponownie.

- Pokaż mi, co chcesz. – wyszeptałam, pierwszy raz pozwalając, aby osoba pod moim wpływem świadomie zadecydowała, co chce mi ukazać.

Długo nie czekałam na reakcję Jeremiasza. Przed moimi oczami ukazał się nieco rozmazany obraz miejskiego placu zabaw. Wyczuwałam czyste, dziecięce szczęście i silne zaufanie. Dostrzegłam, że poruszam się wraz z osobą małego chłopczyka w tył i w przód, huśtając się na nieco zdezelowanej huśtawce. Ktoś pchał delikatnie moje plecy, abym nabrała prędkości. Nieśmiało odwróciłam głowę do tyłu i ujrzałam najpiękniejszą kobietę, jaką widziałam w życiu. Blondwłosą loki falowały w rytm ruchów jej ciała, a na twarzy gościł delikatny uśmiech oraz skupienie. Wyczuwałam łączącą chłopaka i kobietę silną więź. To było takie niesamowite.
Nagle obraz uległ wykruszeniu. Rozpadł się, niczym rozwiany przez wiatr piasek. Stałam w deszczu i drgnęłam, gdy świetlista błyskawica przecięła niebo. Widziałam wspomnienie oczami Jeremiasza, jednocześnie stojąc tuż obok jego osoby. Skulony, ze łzami w oczach, twardo stał przed głębokim dołem, do którego pracownicy zakładu pogrzebowego z cichym stękaniem opuszczali białą trumnę. Wokół nie było nikogo. Żadnego tłumu rozpaczających żałobników. Tylko grabarze i ksiądz, który mruczał pod nosem modlitwę pożegnania. Przepełniał mnie smutek i złość, do kogoś kto był częścią nieszczęścia, dziejącego się wokół mnie. Zanim trumna dosięgła dna, obraz zamigotał i ponownie się zmienił.

Środek lasu. Gorąc i duchota. Stoimy niedaleko rozłożystej sosny i patrzymy na obóz wojskowy, rozkładający się niżej, w dolinie. Czuję obojętność przyjaciela, a zarazem wzrastającą w nim determinację. Słyszę, że za naszymi plecami, ktoś zbliża się, otwarcie informując nas o swojej obecności. Zauważam, że Jeremiasz odwraca się w stronę obcego. Robię to samo. Przed moimi oczami ukazuje się niski i krępy mężczyzna, z gęstym, czarnym wąsem oraz burzą równie czarnych włosów na głowie. Ubrany w wojskowy strój, stoi niemal na baczność. Mówi coś w naszą stronę ze złością, a ton jego głosu daje mi do zrozumienia, że ten człowiek nie uznaje sprzeciwu. Nie mogę jednak odróżnić pojedynczych słów, jakby wspomnienie było niekompletne, bądź umyślnie niepełnie mi ukazane. Nie staram się wyostrzyć wspomnienia, tylko czekam na rozwój wydarzeń. Mężczyzna z wąsem zbliża się, a ja odczuwam rosnącą w Jeremiaszu determinację. Odpowiada coś w stronę mężczyzny, a ja zaczynam rozumieć, kim on jest. Ojciec Jeremiasza staje naprzeciwko nas i krzyczy coś, ale żaden dźwięk nie wydobywa się z jego gardła. Chłopak pozostaje jednak niewzruszony na krzyki ojca, stoi i pewnie coś odpowiada. Mam wrażenie, jakby jego usta ułożyły się w słowo „zabawka”, lecz nie jestem pewna. Czuję silne uderzenie i wspomnienie znika.

Znów znajduję się w umyśle Jeremiasza, otoczona przez kolorową burzę. Nie mam jednak chęci, aby obejrzeć każde ze wspomnień. Czuję się wyczerpana. Gdy już chcę opuścić umysł chłopaka, jakaś plama emocji łapie się mojej osobowości i nie chce puścić. Próbuję ją strącić, lecz ona rozpływa się i wsiąka w mój umysł bez zaproszenia. Fala niespodziewanych emocji zaczyna mnie przytłaczać i dusić. Tylko raz odczuwałam podobne uczucie, ale było one sformułowane w nieco odmienny sposób. Wiem jak je zdefiniować, ale się boję. Boję się odpowiedzialności, która idzie wraz z przyznaniem się do tej emocji. Jest ona stała i umocniona przez czas. Wiem, że nie powstała przed chwilą, tylko była tworzona na przestrzeni lat i opiera się na krótkich wspomnieniach, w których mogę ujrzeć sama siebie. Zupełnie jakbym stała w lustrze i rozmawiała ze swoim odbiciem. Nie chcę tego czuć, próbuję uciekać, wydostać się. Niestety ponoszę klęskę.

Wyczuwam w oddali, że Jeremiasz próbuje uwolnić się spod mojego działania. Szarpie się, lecz ja jestem niewzruszona. Wiem, że moje dłonie nie trzymają jego skroni, ale i bez nich utrzymuję połączenie. Mój dar rośnie w siłę, czuję to. Wiem, że nie ucieknę już od czerwonych wstęg, które oplatają mój umysł i próbują na siłę wedrzeć się dalej – do serca. Opieram się, walczę i krzyczę w nicość. Buduję tysiące barier, które pękają pod wpływem narastającej wokół mnie czerwieni. Chcę płakać z bezsilności, lecz nie mogę. Uczucie zaczyna mnie pochłaniać, odbierając siły. Zaczynam dopuszczać do swojej świadomości to wszystko, co mnie atakuje. Zaczynam smakować uczucie, wchłaniać w siebie i wyczuwam je niemal jak swoje własne.

Nagle uczucie znika. Wszystko znika, a ja wracam do rzeczywistości. Wyczuwam chodne powietrze, które wędruje po mojej spoconej skórze. Słyszę swój chrapliwy oddech i czuję ból, który atakuje całe moje ciało. Jestem wyczerpana. Z trudem unoszę powieki i napotykam wystraszone spojrzenie Jeremiasza. Jest zagubiony, przerażony i emocjonalnie odkryty, jak nigdy dotąd. Chcę coś powiedzieć, przeprosić, lecz mój głos nie chce się wydobyć.

Twarz Jeremiasza zaczyna się rozmazywać przed moimi oczami. Mrugam, nie rozumiejąc, co się dzieje. Chłopak próbuje się zdematerializować, zniknąć, lecz robi to z widocznym trudem. Gdy zamykam i ponownie otwieram oczy, przede mną nikogo już nie ma. Próbuje się ruszyć, lecz osłabiona upadam z cichym dudnieniem na ziemię. Niedaleko słyszę podobny odgłos, ale nie jestem w stanie zrozumieć, co się dzieje. Wiem, że nie w taki sposób człowiek powinien odkryć, że dla drugiej osoby jest kimś ważnym. Kimś, kogo kocha się do granic możliwości. Zamykam oczy i tracę przytomność.
           

1 komentarz: