7 maja 2017

Labirynt myśli #10



            Błąkałam się po pustych korytarzach wilii, nie spotykając na swojej drodze żadnej żywej duszy. Było to niepokojące, ponieważ zazwyczaj w tym miejscu co kilka minut przechodziło grono pielęgniarek i lekarzy, którzy niby pochłonięci pracą, obserwowali nas w naszym codziennym życiu. Sprawdzali jak często używamy swoich darów, czy nasza siła nie wzrasta bądź nie słabnie. Szukali także naszych słabości, a gdy tylko je zauważyli, zapisywali drobnym ciągiem liter w swoich kajecikach zwięzłe i suche informacje, które następnie przekazywali Kierowi, a ten tylko czekał na okazję, aby wykorzystać naszą słabość do swoich celów. 

            Ale teraz w zasięgu mojego wzroku pozostawała tylko czająca się wszędzie ciemność. Korytarze górnych pięter nigdy nie posiadały sprawnej instalacji elektrycznej, tak jak bywało to na moim poziomie. Tutaj rzadko kiedy ktoś z nadnaturalnych przebywał dłużej niż chwilę, dlatego też nie było potrzeby naprawiać oświetlenia. W takich miejscach mogliśmy się poczuć wolni, gdyż nikt nas nie śledził. Pomyślałam, że na którymś z korytarzy natknę się na Jeremiasza, szczerze go przeproszę i opowiem o wszystkim, czego doświadczyłam tego dnia. Nawet jeśli musiałabym odsłonić swoją duszę nieco bardziej niż to dotychczas przed nim robiłam. Jednak z minuty na minuty, gdy robiło się coraz mroczniej i ciszej, przestawałam wierzyć, że w ogóle kogokolwiek spotkam na swojej drodze. W końcu zrezygnowana, skierowałam się na swoje piętro, idąc w ciemności swobodnie, pamiętając drogę do własnego pokoju na pamięć. 

Gdy schodziłam po krętych schodach, wyłożonych starym, wypłowiałym dywanem, który kiedyś miał odcień czerwieni godnej samego króla, przystanęłam, słysząc w pobliżu dźwięki przypominające sapanie. Poczułam jak włosy stają mi dęba, lecz nie zatrzymałam się, mimo ogarniającej mnie niepewności i lęku. Dotarłam aż do samego końca schodów i dopiero wtedy przystanęłam. Sapanie było coraz bliżej. Przypominało dźwięk, jaki wydaje zziajany pies po intensywnej zabawie ze swoim panem. Zdziwiłam się, bo na terenie naszego ośrodka raczej nie przebywało żadne zwierzę, a w okolicy rzadkością było spotkać dziką sarnę czy lisa. Zwierzęta bały się nas zupełnie, jak gdyby wiedziały, że w naszym otoczeniu grozi im wyłącznie niebezpieczeństwo. 

Nagle niedaleko mnie usłyszałam wycie, przypominając odgłosy, które wydawał wilk, idący na polowanie. Zamurowało mnie i ze strachu bałam się wykonać kolejny ruch. Wiem, że było to z mojej strony naiwne, ale sądziłam, że jeśli się nie poruszę, zwierzę zignoruje mnie i pójdzie szukać sobie innej ofiary. Stałam tak bez ruchu, a każda sekunda wydawała mi się godziną, przepełnioną nieludzkim, paraliżującym strachem. 

Pochłonięta własnymi uczuciami, nawet nie zauważyłam, że sapanie przerodziło się w ciche powarkiwanie tuż obok mnie. Dlatego, gdy w pobliżu swojej ręki wyczułam ciepły oddech, spanikowałam i próbowałam rozpocząć ucieczkę. Było jednak za późno. Bestia podążyła za mną i przygniotła mnie swoim ciężarem do ziemi. Zaważyłam rząd śnieżnobiałych kłów tuż przed swoim nosem oraz oczy, intensywnie zielone, które wpatrywały się we mnie z uwagą. Zwierzę przestało warczeć i zapadła niepokojąca cisza, pełna napięcia. Nie wiedziałam, co ta dzika istota zamierza. Nie potrafiłam czytać w myślach zwierząt, nie wyczuwałam ich emocji. Pewnie dlatego, że zwierzęta kierują się w swoim życiu instynktem, z którym się rodzą. Nie zastanawiają się czy ich kolejny ruch będzie właściwy – one to wiedzą. Wpatrywaliśmy się w siebie, ja ze strachem, a zwierzę z niemal ludzkim zainteresowaniem. 

Chwilę później ciężar na mojej klatce osłabł. Bestia zeszła ze mnie i usiadła obok, dysząc przy tym ociężale zupełnie jakby wymagało to od niej dużego wysiłku i samozaparcia. Podniosłam się z ziemi i usiadłam po turecku. Zwierzę czujne mnie obserwowało, ale nie zamierzało odejść. Zaczęłam więc się mu przyglądać, próbując zrozumieć czym tak naprawdę jest. Na tyle na ile pozwalał mi mój mało wyostrzony wzrok, próbowałam dostrzec jak najwięcej szczegółów tworzących to niesamowite zwierzę. Przypominało mieszankę wilka z psem. Był postawny i wysoki, nawet gdy siedział z podkulonym ogonem jak w tej chwili. Jego sierść była ciemnego koloru, prosta i gęsta. Mogłam tylko przypuszczać, że w dotyku była delikatna i miękka. Pysk miał podłużny, nieco jaśniejszy od reszty ciała, zakończony ciemną plamą, która zapewne była jego czułym na zapachy nosem. Uszy zwierzęcia były ostro zakończone, pokryte mniejszą ilością futra, a spojrzenie bystre, niemal ludzkie, jak gdyby w ciele zwierzęcia zamknięto ludzką duszę. Zieleń jego oczu była mi znajoma, a zapach, którym pachniał, dziwnie wpływał na postrzeganie przeze mnie świata. Działał jak narkotyk, otumaniał i zamazywał granice pomiędzy tym co bezpieczne, a tym co zmusza człowieka do ucieczki. Była niezwykły – dziki, a jednocześnie oswojony. 

Gdy podszedł bliżej, wzdrygnęłam się, lecz nie ruszyłam z miejsca. Pozwoliłam mu podejść tak blisko, że niemal wyczuwałam jego krótkie oddechy na skórze swojej twarzy. Zaczął dotykać mnie swoim mokrym nosem i wciągał do swoich nozdrzy mój zapach. Podświadomie wiedziałam, że chce go zapamiętać i rozpoznawać w późniejszym czasie pomiędzy feerią innych. 

Zebrałam w sobie odwagę i uniosłam dłoń, dotykając jego niezwykle delikatnego w dotyku futra. Zwierzę zamruczało, jak gdyby mój dotyk sprawił mu przyjemność. Przestałam, a on szturchnął mnie nosem ponaglająco, zupełnie jakby chciał mnie zachęcić do kontynuowania tej czynności. Czułam się dziwnie. Wiedziałam, że powinnam być przerażona i szukać odpowiedniego momentu na ucieczkę, lecz wciąż siedziałam w tej samej pozycji o dotykałam zwierzęcia, które prosiło się o chwilę uwagi. 

Przeciągły gwizd przerwał tą całą idyllę. Zwierzę zerwało się z miejsca i rzucając mi ostatnie tęskne spojrzenie, uciekło w mrok. Zdezorientowana siedziałam jeszcze kilka minut w tej samej pozycji, przyglądając się swojej dłoni, która dalej mrowiła mnie od dotyku wilczego futra. Co to było? Skąd się wzięło? Nie potrafiłam określić co we mnie wstąpiło i czemu zachowałam się jak zupełna kretynka w obecności całkowicie dzikiego zwierzęcia, którego w tym miejscu w ogóle nie powinno być. 

Ociężale podniosłam się z podłogi i odruchowo strzepnęłam z ubrania nieistniejący brud. Rozejrzałam się wokół siebie i nie dostrzegając niczego niepokojącego, obrałam kurs na swój pokój. Miałam już dość tego dnia i marzyłam tylko o tym, aby położyć się we własnym łóżku i odpocząć. Nie chciałam zastanawiać się nad tym, co takiego przed chwilą się wydarzyło i dlaczego nie czułam się tym faktem zaniepokojona. Wkroczyłam w ciemność, idąc w odwrotnym kierunku niż pobiegło to dziwne zwierzę.


Rankiem, zanim jeszcze późne, zimowe słońce wdarło się przez okna do wnętrza mojego przytulnego pokoju, zerwałam się z posłania i szybko zarzuciłam na swoje ciało czarną bluzę. Zaczesałam zręcznie swoje długie, kasztanowe włosy w kucyk i wyruszyłam na poszukiwanie Jeremiasza. Nie liczyłam, że odnajdę go w jego własnym pokoju. Rzadko kiedy tam przebywał dłużej niż to było potrzebne. W jakiś niezrozumiały dla mnie sposób, mężczyzna znikał niczym duch na kilka godzin, aby pojawić się nagle wtedy, gdy człowiek najmniej jego obecności się spodziewał. Postanowiłam więc, że będę błąkać się po korytarzach domu, nasłuchiwać i czekać, aż chłopak łaskawie ukaże mi swoje oblicze i zechce ze mną porozmawiać. 

To było na trzecim piętrze, gdy usłyszałam ciche pojękiwanie, dochodzące zza jednych z najmniej uczęszczanych pomieszczeń. Nie zastanawiałam się zbyt długo, nacisnęłam stanowczo klamkę i weszłam do pokoju, a to co ujrzałam w środku sprawiło, że krew zastygła mi w żyłach. 

Na podłodze, w otoczeniu poprzewracanych krzeseł, leżał nie kto inny jak Simon. Wyglądał jak gdyby przez całą noc walczył z kimś silniejszym od siebie. Jego ubranie było jeszcze bardziej poszarpane niż przy naszym pierwszym spotkaniu. Mogłam podziwiać jego blade, nagie ciało, które było pokryte krwawymi szramami i głębszymi ranami, z których nadal sączyła się krew. Oddech chłopaka był nerwowy, krótki, a oczy zaciskał tak mocno, że niemal wyczuwałam ból, który zadawało mu jego własne ciało. Podeszłam bliżej i dotknęłam pokrytego potem czoła, które okazało się nienaturalnie gorące. Dłonie zaciskał w pięści i dociskał je do skroni, zupełnie nie zdając sobie sprawy z mojej obecności. 

- Simon? – wypowiedziałam jego imię niepewnie, bojąc się jakiejkolwiek reakcji ze strony mężczyzny. Kucnęłam obok niego i drżącymi dłońmi szturchałam go, nie wiedząc, co powinnam zrobić w takiej sytuacji jak ta. 

            Niespodziewanie Simon uniósł powieki, a jego źrenice nienaturalnie powiększone, w szaleńczym tempie ilustrowały otoczenie. Zerwał się do pozycji siedzącej, odpychając mnie od siebie. Przestał nerwowo oddychać, a jego spojrzenie zaczynało przypominać to, które widziałam podczas przesłuchania. Zerknął w moją stronę i wyczułam ogromne przerażenie, które falą zalało jego umysł. 

- Co widziałaś? – zapytał ostro, na klęczkach przybliżając się do mnie. Wyczułam bijącą od niego woń mokrej ziemi i świeżego powietrza, jak gdyby zbyt długo przebywał poza ścianami tego domu.

- Nic poza tym, co widzę teraz. – chciałam zabrzmieć pewnie i odważnie, lecz mój głos załamał się na samym końcu. Chłopak, słysząc moje słowa, rozluźnił się i uspokoił. Cokolwiek działo się z nim wcześniej, byłam szczęśliwa, że odnalazłam go za późno, by to zobaczyć. 

Zręcznie podniósł się z podłogi i niczym dżentelmen podał mi swoją dłoń. Mimo lęku i nieufności skorzystałam z pomocy, którą mi oferował. Ciepło jego dłoni kojąco wpływał na moje zszargane nerwy. Trzymał mnie mocno i nawet gdy już stałam obok niego, wciąż nie zwalniał uścisku. Mijały sekundy a ja czułam się coraz bardziej niezręcznie w tej sytuacji. Stałam sama z prawie nagim, pokrwawionym mężczyzną i trzymaliśmy się za ręce. To było absurdalne, a jednocześnie chciałam, aby ta chwila trwała jeszcze kilka sekund dłużej. Patrzyliśmy na siebie z fascynacją i właśnie w tym momencie przez otwarte drzwi wkroczyła nienaturalnie blada Anaya, sycząc w moją stronę:

- Zostaw mojego brata!

2 komentarze:

  1. Wpadłam tu przypadkiem, ale pomyślałam, że nic mi nie szkodzi zostać i sprawdzić o czym piszesz... :) Nie żałuję! Historia mnie zaintrygowała. Do jakich celów Kier może wykorzystywać umiejętności Serafiny i innych mieszkańców domu? Samo to jest bardzo interesujące, lecz najbardziej zafascynowali mnie Anaya i Simon. Uwielbiam skomplikowane, niejednoznaczne relacje. Przykułaś moją uwagę.
    Tworzysz bardzo dobre opisy! Najbardziej podobało mi się, jak przedstawiłaś wilka. Wydawało mi się, że jestem na miejscu Serafiny i spoglądam w oczy dzikiego zwierzęcia!
    Cóż jeszcze mogę napisać... Muszę nadrobić pozostałe rozdziały, jednakoż to mi wystarczyło, by zechcieć tu zostać! :)

    Pozdrawiam serdecznie i życzę weny! :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie wiem czy już wspominałam (bo nie pamiętam), ale podoba mi się sposób w jaki piszesz. Bardzo obrazowo i lekko to wszystko przekazujesz i naprawdę dobrze mi się czyta Twoje rozdziały ;-)
    Coraz bardziej ciekawi mnie ten cały Simon i jego siostra. Kim oni tak naprawdę są? Skąd ta nagła chęć, by trzymać się z Simonem za ręce? To wszystko zaczyna być coraz bardziej zastanawiające. I jeszcze ten potwór z początku rozdziału... Lubię takie zamieszania :D
    Czekam na kolejny!

    OdpowiedzUsuń