Stałam, sparaliżowana przez paniczny
lęk, że nawet najlżejszy mój ruch odpali lont, a ten zdetonuje bombę, przed
którą nie będę w stanie się obronić. Anaya wpatrywała się we mnie z
oczekiwaniem i nienawiścią, która wydostawała się przez każdą nawet najmniejszą
szczelinę jej organizmu. Bałam się odezwać i próbować wytłumaczyć w miarę
sensownie, dlaczego przyłapała mnie i jej ukochanego brata samych w tym
zapuszczonym i zapomnianym przez innych pomieszczeniu. Czułam, że każde moje
słowo pogorszy tylko naszą sytuację i pozwoli dziewczynie wyciągnąć błędne wnioski.
Do tego on wciąż trzymał mnie za rękę.
Właśnie – jego dłoń. Pewnie oplatała
moją, zupełnie jak gdyby nic się nie zmieniło. Jak gdyby jego maniakalnie zazdrosna
i nadopiekuńcza siostra w ogóle nie pojawiła się w tym samym miejscu co my. Sytuacja
stała się niezręczna. Już nie chciałam czuć ciepła, bijącego z ciała Simona.
Jedyne czego pragnęłam to zerwać tą niezrozumiałą dla mnie, wręcz chorą nić
porozumienia, która jeszcze kilka sekund wcześniej połączyła nasze dusze.
Zebrałam całą drzemiącą wewnątrz
mnie odwagę i wyplątałam swoją dłoń z żelaznego, męskiego uścisku. Iskra żalu
zapaliła się we mnie i zgasła równie szybko jak się pojawiła. Poczułam chłód –
nie tylko na dłoni, ale także i w sercu. Cokolwiek przyciągało mnie do tego
mężczyzny, był niebezpieczne. Zniewalało mnie i tłumiło wszystkie instynkty. To
było przerażające. Musiałam uważać, aby nie dopuścić więcej do tego, aby nasze
ciała w jakikolwiek sposób się dotknęły. Simon był moją słabością. Wiedziałam
to, lecz nie rozumiałam czemu tak się stało. Nawet nie znaliśmy się zbyt
dobrze.
Chłopak nie zareagował na mój ruch.
Twardo patrzył na swoją siostrę, a ich spojrzenia były intensywne, niemal
hipnotyzujące. Pojedynek dwóch silnych osobowości. Zniewalająca dzika zieleń
walczyła w ciszy z lodowatym i zimnym błękitem. Nie wiem, o co dokładnie toczyła
się ta niema walka, lecz czułam się jakbym była jej częścią. Zupełnie niczym
nagroda dla zwycięzcy. Zamknięta w klatce spojrzeń, czekałam na wynik tej
rozgrywki. Czułam się jak bezwolna zabawka w rękach dwóch rozkapryszonych
dzieciaków. W tej chwili zabrakło mi sił, aby wkroczyć na pole bitwy i
zawalczyć o samą siebie. Nie miałam wpływu na to, co wydarzyło się później.
-
Niepotrzebnie się fatygowałaś siostro.
Nie dzieje się tutaj nic, co powinno cię interesować. – głos Simona, który
zabrzmiał niczym dzwon na wieży kościelnej, był chłodny i obojętny. Anaya
wyprostowała się nieznacznie i ze zdziwieniem spoglądała na brata, zaskoczona,
że przeciwstawił się jej zamiast pokornie czekać, aż poprosi go o zabranie
głosu. Szaleńcza wściekłość zaczęła wędrówkę po dziewczęcych żyłach, a na
bladej twarzy zakwitł okropny grymas, który prawdopodobnie miał przypominać
pobłażliwy uśmiech.
-
Wszystko, co dotyczy ciebie, dotyczy także i mnie. Jesteśmy jednością. Czyżbyś
zapomniał o tym, omotany przez tą bojaźliwą sierotkę? – dźwięk jej głosu rozlał
się we mnie, niczym jad węża, próbującego zdominować swoją ofiarę. Przyjrzałam
się niepewnie Anayi. Blondwłosa piękność, drobna i delikatna. Nikt nie
pomyślałby, że w ciele takiej delikatnej dziewczyny może czaić się tak
wybuchowa mieszanka negatywnych uczuć. Była zepsuta od środka.
Simon stracił nieco ze swej twardości,
słysząc ton głosu dziewczyny. Zauważyłam, że zgrabił się, jakby te słowa
stanowiły dla niego dodatkowy ciężar. Przestał wpatrywać się w swoją siostrę i
pokornie opuścił wzrok na zakurzoną podłogę. Chciałam krzyknąć na niego, aby
walczył i nie poddawał się tak łatwo, ale tak właściwie to nie do końca
rozumiałam, co kryje się za słowami Anayi. Była to najdziwniejsza wymiana zdań,
jaka do tej pory słyszałam w swoim życiu. Wystarczyły trzy zdania, aby Simon
odpuścił. Zupełnie jak pies podkulił ogon i poszedł do konta, aby nie wchodzić
w drogę swojej pani. Cokolwiek łączyło tą dwójkę, stanowczo wychodziło poza
ramy zwykłej więzi krwi. Było czymś znacznie głębszym, czego nie potrafiłam
nazwać, a co dopiero zrozumieć. A ciężko było się dowiedzieć czegoś więcej, gdy
myśli jednej z tych osób mnie przerażały, a do drugiej w ogóle nie mogłam się
dostać.
-
Nie obchodzi mnie, co sobie pomyślałaś, gdy zobaczyłaś nas tu razem. – zaczął chrapliwie
Simon, ściskając przy każdym słowie swoje dłonie w pięści. – Serafina znalazła
się tutaj przez przypadek i choć zobaczyła zbyt wiele, nie rozumie co tak
naprawdę się tu stało. Nie ma sensu, aby musiała słuchać naszych rodzinnych
sprzeczek.
Rodzeństwo spojrzało na mnie i
mogłabym przysiąc, że w spojrzeniu Anayi ujrzałam politowanie. Zaschło mi w
ustach i nie mogłam wydusić z siebie nawet najmniejszego dźwięku. Nie
rozumiałam, gdzie zniknęła moja pewność siebie i opanowanie, którym do tej pory
tak się szczyciłam. Obecność rodzeństwa działała na mnie paraliżująco. Gubiłam
się w tym wszystkim.
Jedyne na co było mnie stać w tamtej
chwili to nieporadne kiwnięcie głową i kapitulacja poprzez skierowanie wzroku
gdzieś niżej. Nie musiałam patrzeć na Anayę, by wiedzieć że uznała moje
zachowanie jako akt poddaństwa. Z jej uczuć mogłam wyczytać, że czuje do mnie pogardę.
Poczułam złość do samej siebie za to, ze nie jestem tak silna jak ona.
-
Pozwólmy jej odejść.
Głos Simona zawisł pomiędzy nami,
aby po chwili rozmyć się w ciszy, panującej w pomieszczeniu. Sekundy mijały, a
Anaya nie reagowała. Wydawało się jak gdyby każdy zapomniany mebel czy też mało ważna drobinka kurzu czekały z niecierpliwością na reakcję dziewczyny.
Nawet ja przestałam na chwilę oddychać i niczym oskarżony wyczekiwałam na
werdykt wszechpotężnego sędziego. Po minucie czy dwóch usłyszałam cichy śmiech,
który wzrastał i z każdą sekundą brzmiał coraz donośniej i głośniej. Był to
niemiły dla ucha dźwięk, skrzekliwy i drażniący. Śmiech ten słyszałam już w
swojej przeszłości i nawiedzał mnie on w najgorszych koszmarach.
Charakterystyczny tylko dla jednego rodzaju człowieka - bezdusznego szaleńca, który sprzedał swoje
serce diabłu. Nie oznaczał on dla mnie nic dobrego.
-
Jakie to zabawne, że to właśnie ty mi rozkazujesz, Simonie. Wiesz tak samo jak
ja, że cokolwiek zrobisz i nieważne jak bardzo będziesz się starał, nie uda ci
się wiecznie jej chronić. – rzekła Anaya i szybkim ruchem dłoni starła ślinę z
kącika ust, która pojawiła się w trakcie jej szaleńczego napadu śmiechu.
Niespodziewanie rozbawienie w oczach, zastąpiło coś mroczniejszego, ciężkiego
do zidentyfikowania. Odezwała się głosem pozbawionym wszelkich emocji. – W końcu
będzie musiała stanąć twarzą w twarz z rzeczywistością i podjąć decyzję.
Ciekawe, co zrobisz, kiedy nie będzie ona taka sama jak twoja, braciszku?
Dziewczyna rzuciła mi ostatnie
spojrzenie, obróciła się zgrabnie na pięcie i wyszła z pokoju tak samo nagle, jak
się w nim pojawiła. Zostaliśmy sami – tylko ja i Simon. Otaczała nas dusząca
atmosfera, którą pozostawiła o sobie jego siostra oraz jej tajemniczo brzmiące słowa.
Simon trwał w bezruchu jakby nie zauważył nagłego odejścia własnej siostry.
Jego umysł bombardowały liczne emocje, które niemal sprawiły, że ugięły się pode
mną kolana. Nie rozumiałam, o co w tym wszystkim chodzi. Dlaczego miałam
decydować o czymkolwiek.
-
Simon, ja nie… - zaczęłam, lecz nie do końca wiedziałam, co chcę mu powiedzieć.
Miałam mnóstwo pytań, ale brakowało mi odwagi, aby zacząć rozmowę.
-
Nie martw się Serafino. – usłyszałam kojący głos chłopaka, choć ten wciąż
maniakalnie przyglądał się podłodze, śledząc wędrujące po niej kłaczki kurzu.
Gwałtownie nabrał powietrza w swoje płuca i delikatnie wypuścił je na zewnątrz,
zupełnie jakby zbierał myśli. – Cokolwiek się wydarzy w przyszłości, nie będę
zły o to, jaką decyzję podejmiesz. Chcę, abyś to wiedziała już teraz, nawet jeśli
nie rozumiesz, o co w tym wszystkim chodzi.
Nadal nie patrząc na mnie, ominął
mnie, włócząc nogami. Zatrzymał się jednak w progu i zerknął na mnie nieśmiało,
zakrywając swoje oczy gęstą, splątaną grzywką. Wyglądał jak zaniedbane zwierzę,
które podążało za swoim panem, wiedząc, że przy nim nie czeka na niego nic
dobrego. Materiał rozerwanej koszuli poruszał się rytmicznie, monotonnie wraz z
jego spokojnym oddechem, a czerwone ślady krwi, błyszczały nienaturalnie. Nie
byłam pewna czy mi się przywidziało, ale rany na jego ciele były mniejsze niż
wcześniej. Zupełnie jakby same się goiły, podczas naszej pogawędki z jego
siostrą. Odczułam przemożną chęć podejścia do tego mężczyzny i wtulenia się w
silne ramiona. Zdezorientowana takim napływem uczuć, postanowiłam odciąć się od
wszelkich emocji, nawet moich własnych. Poczułam się pewniej.
-
Przepraszam za moje wcześniejsze słowa. – powiedziałam w jego stronę, choć
wiedziałam, że zabrzmiało to sucho i bezuczuciowo. Zauważył to, lecz nie pytał
skąd u mnie taka zmiana. Przyjął przeprosiny. Poznałam to po tym, że uśmiechnął
się pod nosem.
-
W porządku. Zapomnijmy o tym, co wydarzyło się wcześniej miedzy nami. Zacznijmy
tę znajomość od nowa. – ostatnie jego słowa zabrzmiały niczym prośba.
Przytaknęłam.
Po tych słowach ruszyliśmy we
własnym kierunku, nie oglądając się za siebie. Nie dopuściłam, aby doszło
między nami do jakiegokolwiek kontaktu fizycznego. Wyczuwałam, że Simon także
skupiał się na tym, aby mnie nie dotknąć. Choć chęć ponownego poczucia ciepła
męskiego ciała była niezwykle silna, odurzająca. Cokolwiek działo się ze mną,
potrzebowałam samotności i zimnego prysznica, aby poukładać sobie wszystko w
głowie. Wydarzenia dzisiejszej nocy przygniotły mnie ciężarem, którego nie
byłam już w stanie nieść. Potrzebowałam odpoczynku.
Jak we śnie trafiłam na własne
piętro i po omacku odnalazłam drzwi do swojego pokoju, a w nim łóżko. Opadłam
na nie bezwładnie i zasnęłam w kompletnym ubraniu. Byłam wyczerpana. Liczyłam,
że we śnie odnajdę odrobinę spokoju i ukojenia. Niestety, nawet we własnej
świadomości odnalazły mnie koszmary, które tylko czekały na chwilę mojej
słabości.
A więc wygląda na to, że Anaya i Simon są silniejsi niż mi się początkowo wydawało. Coś czuję, że Serafina będzie miała z nimi problem. A szczególnie z Anayą, bo Simon nie wydaje się wrogo nastawiony do bohaterki. Ciekawa jestem, o co chodzi z tą przyszłością i podejmowaniem decyzji "nie po myśli Simona". Czyżby rodzeństwo wiedziało, co się zdarzy za jakiś czas i że Serafina będzie miała w tym swój udział? Zaczyna robić się naprawdę ciekawie ;-) Czekam na kolejny!
OdpowiedzUsuń