2 lutego 2017

Labiryt myśli #7



            Krok po kroku kierowałam się do swojego azylu, nie zawracając sobie głowy tym, co dzieje się wokół mnie. Mijałam obojętnie małe gromadki lekarzy i pielęgniarek, ubranych w identyczne białe fartuchy, którzy na mój widok przybliżali się do siebie i obserwowali mnie przestraszonym wzrokiem. Nigdy nie pojmowałam, dlaczego wzbudzam w nich taki lęk. Nie mogłam się porównywać z resztą domowników, których zdolności były brutalne i siały spustoszenie, gdziekolwiek zostały użyte. Na tle całej grupy wypadałam dość słabo i wydawałam się nieszkodliwa, zupełnie jak krucha Emilie, rozmawiająca z duchami. Podczas starcia nie potrafiłabym się obronić walką wręcz, niczego nie dałabym rady podpalić czy zburzyć. Byłam bezbronna i mało skuteczna. W każdym razie tak mi się wydawało do dzisiejszego dnia. 

            Minęłam kolejną grupkę zlęknionych sanitariuszy, muskając obrzeża ich świadomości swoim darem, czego nigdy dotąd nie robiłam, uważając to za mało ciekawą wiedzę. Przecież w Willi Obdarzonych mało kto przejmował się istnieniem tak mało znaczących istot, jakimi byli pielęgniarki i lekarze. Kier stwierdził kiedyś, że sprowadził ich w to miejsce tylko po to, aby ktoś czuwał nad naszym zdrowiem. Wyczuwałam instynktownie, że cała ta troska była obłudą i kłamstwem, mającym dać nam wszystkim fałszywe poczucie bezpieczeństwa. Sanitariusze byli pionkami w grze, którą rozgrywał Kier. Mieli utrzymywać nasze dary w ryzach i nie dopuścić, aby ktokolwiek stracił nad sobą panowanie. Nawet jeśli kontrola ta miała posunąć się do drastycznych środków takich jak uśpienie czy otumanienie obdarzonego dziwnymi lekami o nieznanym pochodzeniu. 

Zrozumiałe więc, że domownicy traktowali te białe istotki z wyższością, niejednokrotnie posuwając się do drastycznych zabaw kosztem ich zdrowia. Mieszkałam w tym miejscu od ponad pięciu lat i spotkałam się z różnymi przypadkami. Były podpalenia, podduszenia czy też dziwne zgony wśród personelu medycznego. I nikt się nie przejmował zbytnio utratą kilku przeciętnych śmiertelników, którzy nie wnosili nic od siebie do naszej nienormalnej społeczności. Nawet Kier traktował takie sytuacje jako nie mające wielkiego znaczenia. Bez problemu zastępował braki i nie komentował zaistniałej sytuacji, a my wszyscy ślepo podążaliśmy za nim i nie sprzeciwialiśmy się jego decyzjom. 

            Skrzywiłam się lekko zauważając w umysłach tych przestraszonych owieczek złotą barwę. Był to jeden z najbardziej nie lubianych przeze mnie kolorów, który mógł oznaczać dosłownie każdą emocję. Powstawał w umyśle człowieka, który potrafił zagłuszać swoje własne myśli poprzez natłok emocji i wspomnień o małym znaczeniu. Przebicie się przez taką złotą barierę wymagało większego wysiłku, na który nie miałam ochoty po tym, co przeżyłam po wycieczce w dziką i zamkniętą świadomość Simona. Poczułam jednak potrzebę sprawdzenia czy każdy z będących w moim otoczeniu sanitariuszy tak samo potrafi maskować swoje myśli i zamiary jak grupka, którą przeskanowałam darem minutę wcześniej. Przystanęłam i spojrzałam na każdą z osób, nie poświęcając nie więcej niż ułamek sekundy na poszczególnego człowieka. Wszędzie znajdywałam złoto, które grubą warstwą zagłuszało prawdziwe myśli i zamiary lekarzy. Potarłam nerwowo kciukiem czubek nosa i straciłam zainteresowanie sanitariuszami, zostawiając ich pogrążonych w cichych, wypowiadanych szeptem rozmowach, które brzmiały jak nieprzyjemny szum w zepsutym odbiorniku telewizyjnym. Ruszyłam dalej przed siebie, wyczuwając, że dzieje się ze mną coś dziwnego, skoro zaczęłam przejmować się własnym otoczeniem, które od lat było dla mnie domem. 

            W końcu trafiłam do części mieszkalnej, w której oprócz mnie mieszkało jeszcze dziesięciu uzdolnionych. Nie byliśmy jednak jedynymi obdarzonymi, którzy znajdowali się w tym pseudo ośrodku. Wiedziałam, że w niższych poziomach znajduje się jeszcze dziesiątka, która jest pod stałą obserwacją. Głównie dlatego, że były to osoby mocno zbuntowane, które wymagały całodobowej obserwacji i uspokajania. Nigdy nie ingerowałam w ten stan rzeczy, uważając go za całkiem normalny sposób utrzymania ładu i porządku w tym miejscu. Jednak od pewnego czasu wyczuwałam, że na niższych poziomach rośnie natężenie emocji, które duszone przez niezliczoną ilość czasu, były na granicy wybuchu. Delikatnie informowałam Kiera o tym stanie rzeczy, ale on ignorował moje ostrzeżenia, uważając, że całkowicie panuje nad mieszkańcami Wilii Obdarzonych. I choć takie zapewnienie nie uspokajało mojego sumienia, przestałam drążyć ten temat. 

Liczyłam, że tłumione emocje wygasną, zupełnie tak jak zdarzało się to wiele razy wcześniej. Domyślałam się, dlaczego tak nagle przestawały istnieć, ale nigdy nie miałam na tyle odwagi, aby zapytać Kiera o to, co działo się z przywiezionymi do Wilii osobami, które trafiały piętro niżej. Pytanie o to byłoby nierozważnym posunięciem z mojej strony. Jednocześnie mogłabym nie tylko pokazać Kierowi, że moje umiejętności są znacznie bardziej rozwinięte niż dotychczas przypuszczał, ale i też stałabym się zagrożeniem, które musiałby usunąć zanim wywoła wewnętrzną rewolucję. Milczałam, aby zachować dom i poczucie bezpieczeństwa, którego tak bardzo łaknęła moja dusza. Nie chciałam znów zostać sama z własnymi uczuciami i przeszłością, która podążała za mną niczym cień. 

            Dotknęłam drzwi od swojego pokoju i westchnęłam z ulgą. Za drzwiami znajdował się mój własny świat, który dawał mu złudne poczucie, że jestem jedyną osobą na świecie i nikt nie może mi tam zagrozić. Przekręciłam okrągłą, niegdyś złotą klamkę i pchnęłam drewnianą powierzchnię, która nie stawiała żadnego oporu. Drzwi z cichym skrzypnięciem otworzyły się, a ja zwinnie wkroczyłam do pokoju, zamykając za sobą pośpiesznie wejście na klucz. Dotknęłam czołem chropowatej, drewnianej nawierzchni i klepnęłam ją dłonią kilka razy, wsłuchując się w głuchy odgłos. Powoli opróżniałam swój umysł od ludzkich myśli, które nie należały do mnie. Zaczęłam odczuwać nadchodzącą ulgę i spokój i właśnie w tym momencie, usłyszałam ciche chrząknięcie za moimi plecami. Odwróciłam się powoli, starając ukryć zaskoczenie i strach, które zmroziły mnie wewnętrznie. Spojrzałam na stojącą tyłem do mnie męską postać, która wpatrywała się w widok, rozciągający za jedynym oknem, które posiadał ten pokój. 

Właśnie zaczął prószyć śnieg, który delikatnie drobnymi białymi płatkami, przypominającymi ptasie pióra, zaczął zakrywać szarą, jesienną scenerię. Zarówno widok jak i osoba, znajdująca się w moim pokoju uspokoiły moje stargane nerwy. Wypuściłam powietrze z płuc i podeszłam do mężczyzny, starając się stanąć tuż obok niego, co nie było łatwe przez ograniczoną przestrzeń pokoju. Nie było tu zbyt wiele miejsca, lecz mi to wystarczało. Łóżko, szafka, mały stolik i jedno krzesło było szczytem moich obecnych marzeń i nie potrzebowałam nic więcej, aby poczuć się jak w domu. 

            Szturchnęłam delikatnie ramieniem stojącego obok mnie chłopaka i uśmiechnęłam się kącikiem ust. On spojrzał na mnie ze spokojem i odwzajemnił się takim samym, ledwie zauważalnym uśmiechem. Chwilę potem jednak ta oznaka sympatii zniknęła, a jego twarz przybrała dobrze mi znany poważny i nieprzenikniony wyraz. 

- Musimy porozmawiać. – powiedział wibrującym, cichym głosem, a ja wiedziałam, że zaczynamy kolejną poważną rozmowę, podczas której moje obawy i intuicyjne przypuszczenia, zagłuszane do tej pory skutecznie przez aurę Simona, okażą się czymś więcej niż domysłami. 

            Mężczyzna stanął przodem do mnie i bardzo uważnie zaczął mi się przyglądać, szukając na moim ciele śladów przemocy. Widząc kilka siniaków i zadrapań syknął z niezadowoleniem. Uniósł delikatnie dłoń i pogładził kciukiem ranę na moim policzku, sprawiając mi tym samym przyjemność. Sekundę później odsunął nerwowo i zdecydowanie za szybko rękę, zdając sobie sprawę, że mógł za bardzo odsłonić się przede mną i pokazać swoje prawdziwe uczucia. Uśmiechnęłam się krzywo, udając, że nie zauważyłam jego nagłej zmiany w zachowaniu. 

            Jeremiasza poznałam jakieś cztery lata wcześniej. Jego pojawienie się w Wilii Obdarzonych wzbudziło sporo kontrowersji w naszym małym społeczeństwie. Był jedynym jak dotąd znanym mi nadnaturalnym, który nie został poddany szczegółowemu przesłuchaniu z moim udziałem. Wiedziałam także, że do jego pojawienia się w ośrodku nie przyczynił się Kier, który zazwyczaj osobiście znajdował i przywoził nowych mieszkańców. Jeremiasz pojawił się znikąd, nie znaliśmy jego przeszłości i dokładnych zdolności. Każde pytanie o jego pochodzenie czy uzdolnienia pozostawały bez konkretnej odpowiedzi, przemilczane mrożącą krew w żyłach ciszą. Domyślałam się, że nie jest standardowym przypadkiem w Willi Obdarzonych. Krążyły pogłoski, że został przeniesiony na nasz poziom z niższego, ponieważ jego stan był stabilny. Cokolwiek to znaczyło. Żaden z mieszkańców Wilii nie mógł być pewny, kiedy jego stan ze stabilnego przemieni się w zagrożenie, wymagające interwencji lekarzy.

Stojący obok mnie chłopak, był najbardziej skrytą osobą, jaką poznałam w życiu. Jego myśli przysłaniała równie gęsta złota mgła szumów i niepotrzebnych informacji jak w przypadku sanitariuszy. Mimo czterech lat prób nie udało mi się trafić na moment jego rozkojarzenia, ciągle był opanowany i niewzruszony. Przypominał dobrze wyszkolonego żołnierza, który jest czujny zawsze i nic nie jest w stanie go zdekoncentrować. 

Z czasem zrozumiałam, że Jeremiasz nie chce, abym poznała go wyłącznie poprzez dar. Wtedy wiedziałabym o nim wszystko, a on o mnie kompletnie nic. Był jedną z pierwszych osób, które poznałam, nie dzięki wtargnięciu w ich umysł, lecz poprzez zwykłą rozmowę. To było całkiem przyjemne. P kilku rozmowach z chłopakiem wiedziałam, że wiele mnie z nim łączy, a nasze przekonania są bardzo podobne. Rozumieliśmy się jak rodzeństwo, którego nigdy nie miałam. On był moją kotwicą, gdy moje trzeźwe spojrzenie na świat zalewała fala emocji, mącących mi w umyśle.
- O co chodzi tym razem? – zapytałam spokojnie, starając się nie okazywać zainteresowania rozmową z nim. Byłam zmęczona po bardzo intensywnym dniu władania moim darem i nie miałam ochoty na poważne rozmowy, w których tak lubował się Jeremiasz. 

Zaczęłam bezmyślnie przyglądać się widokowi za oknem, jakby był naprawdę czymś niezwykłym. Swoją drogą nie znosiłam śniegu i zimna i to z przyczyn całkowicie praktycznych, a nie uczuciowych. W mojej garderobie nie znalazłabym żadnego ciepłego nakrycia, a zwykła, obszyta od spodu polarem bluza nie była w stanie utrzymać ciepła, gdy zaczynał wiać przeraźliwie zimny wiatr, który atakował ostrymi, lodowatymi drobinkami śniegu. 

- Słyszałem o twojej rozmowie z tymi dziwakami, których przyciągnął do nas ostatnio Kier. –zaczął Jeremiasz, odsuwając się ode mnie i siadając na krześle. Jego twarz zaczęła tonąć w ciemności, która powoli zagarniała świat za oknem. Im był ciemnej, tym mniej emocji mogłam wyłapać z jego twarzy, co powodowało we mnie rosnącą frustrację. Po samej barwie głosu nie byłam w stanie stwierdzić, do czego dąży Jeremiasz w tej rozmowie. 

Westchnęłam cicho, tłumiąc opanowującą mnie irytację. Naprawdę myślałam, że w czterech ścianach własnego pokoju temat dziwacznego rodzeństwa, które prawdopodobnie mnie nienawidzi, przestanie istnieć, a wszystko będzie po staremu. Ale nawet tutaj widmo trudnego do zrozumienia rodzeństwa przedostało się, kładąc cień na mój spokój. 

- Tak. Rozmawiałam z nimi. I co z tego? – odparłam zbyt opryskliwie i odwróciłam się w jego stronę, krzyżując na piersi ręce. Chciałam, aby odebrał moją postawę jako niechętną, nie czułam się w formie na takiego rodzaju rozmowy. 

Przyjrzałam się chłopakowi, wychwytując zarys mięśni, których nie była w stanie ukryć luźna, szara koszulka z plamiastym nadrukiem oraz ciemność, spowijająca pomieszczenie. Podziwiałam go za to, że mimo ograniczeń narzucanych nam przez lekarzy i Kiera, potrafił utrzymać formę i tak dobrze wyglądać. Poza zdrowotnymi aspektami jego wysportowanej figury czaiły się także moje własne dość egoistyczne przyjemności. Przyglądałam się Jeremiaszowi, ponieważ ten widok przyciągał kobiecą część mojej osoby, którą tłumiłam jak mogłam. 

- Obserwowałem ich dzisiaj, gdy wybrali się oboje na spacer po parku przy Willi. – zaczął ostrożnie, widząc, że jestem w bojowym nastroju. – Zachowywali się bardzo dziwnie. Ten chłopak zachowywał się zupełnie jak zwierzę. Szedł tuż obok tej damulki noga za nogą i naprawdę miałem wrażenie, że gdyby nie ciągłe upomnienia od siostrzyczki, zaczął by iść na czterech i wąchać każde napotkane drzewo. Czy nie wydaje ci się, że takie zachowanie jest mocno niepokojące? Powiedz mi czy nie wiesz czasem, czy jego dar jest związany ze zwierzętami?

            Chłopak spojrzał mi prosto w oczy, licząc na odpowiedź, a ja poczułam się nieswojo. Spojrzenie niebieskich tęczówek było szczere i wiedziałam, że moja opinia bardzo się dla niego liczy. Tyle, że nie mogłam odpowiedzieć mu na to pytanie, ponieważ sama nie byłam pewna, czym tak naprawdę jest Simon. Wiedziałam tylko, że reagował na wszystko instynktownie i porywczo, a jego myśli były dla mnie zagadką. Nie chciałam jednak, aby Jeremiasz dowiedział się, że nie jestem w stanie prześwietlić umysłu Simona tak jak robiłam to z pozostałymi. Pokazałabym wtedy, że i ja mam swoje ograniczenia, a w tym miejscu ograniczenie było słabością i pierwszym stopniem do stania się bezużytecznym dla reszty. 

- Wybacz Remi, ale zabroniono mi mówić o wynikach przesłuchania tej dwójki. – odparłam, krzywiąc się lekko, gdy to kłamstwo wyszło z moich ust. Zauważając rozczarowanie na twarzy chłopaka, intensywnie zaczęłam przyglądać się kłaczkom kurzu na podłodze, które wędrowały popychane podmuchami powietrza. – Kier chce, aby zostało to tylko pomiędzy mną a nim. 

- A ja wiem, że nie byłaś jeszcze u niego, a o naszym spotkaniu nikt się nie dowie. Znasz mnie. Wiesz, że sekrety są u mnie bezpieczne., więc proszę powiedz mi, czego dowiedziałaś się, czytając w umysłach tej dwójki? Nie trzymajmy się głupich przyrzeczeń. Dobrze wiesz, że Kier coś prze nami ukrywa. – zagryzłam odruchowo wargę, wiedząc, że moja odmowa na tą prośbę będzie dla Jeremiasza potwierdzeniem mojej współpracy z Kierem i dość bolesnym ciosem dla fundamentu naszego porozumienia. Poczułam obrzydzenie do własnej osoby za to, że raniłam osobę, której ufałam przez te lata bardziej niż reszcie tej zwariowanej społeczności. Niechęć do osoby Kiera i tajemnic, które tworzył przed nami, były tym, co trwale nas połączyło i stworzyło pomiędzy nami nić przyjaźni. A teraz sama zrywałam tą nić, nie chcąc przyznać się, że spotkałam osobę, której myśli były dla mnie nie do odczytania. 

- Jeremiaszu, nie mogę ci powiedzieć tego, co chciałabyś wiedzieć. A teraz proszę, wyjdź z mojego pokoju. – powiedziałam ostro i odwróciłam się od chłopaka, unikając zobaczenia rozczarowania w jego oczach. Usłyszałam jak wciąga powietrze zupełnie jak gdyby chciał mi coś jeszcze powiedzieć, lecz żadne słowa nie padły już pomiędzy nami. Wiedziałam jednak, że chłopak nie będzie drążył tematu. Nigdy nie nalegał i wiedział, kiedy się wycofać. Chwilę później wiedziałam, że nie ma go już pokoju, chociaż nie było słuchać dźwięku otwierania ani zamykania drzwi. Jeremiasz posiadał niezwykły dar, którego nie mogłam określić więcej niż w dwóch słowach. Potrafił znikać. Wiedziałam jednak, że ta rozmowa mocno osłabiła fundamenty naszej dziwnej przyjaźni i ciężko będzie mi rozmawiać z nim tak swobodnie jak dotąd. 

            Usiadłam na łóżku i schowałam twarz w dłoniach. Nie byłam w stanie płakać, mimo smutku, który zbierał się we mnie. Po raz pierwszy okłamałam osobę, która była dla mnie prawie jak przyjaciel i czułam się fatalnie. Nie rozumiałam, dlaczego mój dar tym razem mnie zawiódł. Chciałam oczyścić swój umysł ze wszystkich myśli, które zaczęły w nim szaleć, ale nie byłam w stanie tego zrobić. Wiedziałam też, że nawet jeśli się położę, nie zasnę tej nocy, dręczona własnymi, uporczywymi wyrzutami. Wstałam więc i szybkim ruchem poprawiłam moje długie, brązowe włosy, zaplątując je ponownie w ciasny warkocz. Postanowiłam przyśpieszyć spotkanie z Kierem, który już wystarczająco długo nie okazywał zainteresowania wynikami mojego przesłuchania. Takie milczenie z jego strony było mocno podejrzane.

7 komentarzy:

  1. Faktycznie, trochę się dowiedzieliśmy o miejscu, w jakim rozgrywa się akcja. Kier wszystko sobie doskonale zaplanował. Nie spodziewałam się, że Serafina zacznie siać taką panikę wśród zgromadzonego personelu medycznego. Jak sama przed sobą przyznała - do tej pory wydawała się nieszkodliwa.
    Plotki rozchodzą się błyskawicznie w takiej organizacji. Samych medyków jakoś tak zrobiło mi się szkoda, bo w dużej mierze nie są niczemu winni, a ich "podopieczni" się nad nimi znęcają i wyżywają.
    Nowa postać jak narazie zrobiła na mnie dobre wrażenie i mocno zaintrygowała. Jeremiasz faktycznie jest mocno skryty, ale ja lubię takie osobowości. Z doświadczenia wiem, że właśnie oni kryją pod tą skorupą niedostępności wiele wartościowych cech.
    Jednak to jak naciskał na dziewczynę było trochę poniżej pasa. W takim miejscu jak ten ośrodek pewnie ściany mają uszy, a zdradzając sekrety, Serafina mogła zagrozić samej sobie.
    Ciekawe, czemu Kier milczy. I co z tymi nowymi? Czyżby chłopak rzeczywiście miał coś wspólnego ze zwierzętami? Parę razy właśnie tak mi się wydawało, ale staram się nie oceniać po pierwszych rozdziałach, bo różnie może być.
    Czekam na ciąg dalszy i pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  2. Obiecuję, że wpadnę jutro :)
    Jestem chora, uczyłam się na sprawdzian i jedyne czego pragnę to sen. No i czekolada xD
    Póki co pozdrawiam i weny!!!

    OdpowiedzUsuń
  3. Ciekawie i nieco mrocznie jak dla mnie, anielsko ;3
    Mrocznie głównie przez to, że wspominałaś o innych uzdolnionych, których ze względu bezpieczeństwa trzyma się piętro niżej i też przez Jeremiasza. Nieco skojarzył mi się z James'em z Diabelskich Maszyn, taki cichy i nieco wycofany. Chyba go polubię ;)
    Swoją drogą myślę, że trzymają ich na dole, nie tylko ze względu na ich agresję, ale poprzez wzgląd na ich dar. Niektórzy mogą, np. zagrażać Kierowi. Albo robią na nich jakieś eksperymenty i przygotowują do czegoś... Tak, lubię teorie spiskowe xD
    I też nie daje mi spokoju to, jak Remi usiłował wyciągnąć od Serafiny "raport" z przesłuchania. Czyżby coś kombinował? Pisałaś nad rozdziałem, że jest ważną postacią dla przyszłych wątków, więc stąd moje przypuszczenia i domysły.
    A sam Kier jest... mroczny, żelazny i zawsze, gdy go widzę podczas czytania, wyobrażam go sobie jako mężczyznę dobrze zbudowanego z przenikliwym wzrokiem, który jak tygrys obserwuje wszystkich dookoła i w razie potrzeby wyciąga pazury ;).
    Rozdział był dość tajemniczy, ale dowiedzieliśmy się nieco o Wilii. I mimo dwóch maleńkich błędów ("mu" zamiast "mi" i "P" zamiast "po") rozdział był bardzo przyjemny w odbiorze! Tak fajnie opisujesz emocje Serafiny, w ogóle widać, że umiesz pisać w 1os. A najlepszym tego dowodem jest to, że Serafina nie posiada symptomu Irytującej Postaci Głównej. Można poczuć co ona odbiera z otoczenia i zrozumieć ją :)
    Czekam na więcej!!! Na rodzeństwo Simona i Pani, znaczy siostra (serio, nie przepadam za nią, ale świetnie ją wykreowałaś :P).

    Pozdrawiam, weny i duuużooo inspiracji!!!
    anielskie-dusze.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  4. Witaj.
    Poczułam się w obowiązku chociaż tu zajrzeć, ponieważ Ty komentujesz i czytasz u mnie regularnie. W ferie próbowałam się za to zabrać, ale... Nie to, że jest źle. Wręcz przeciwnie. Po prostu to nie mój gatunek literaci, ten styl pisania jest trochę... Zbyt poważny, tajemniczy. Przeczytałam kilka pierwszych rozdziałów i naprawdę, nie mogę dalej. Oczywiście nie odbieraj tego jako hejt czy krytykę, wręcz przeciwnie. Na blogosferze jest mnóstwo osób, które uwielbiają styl, jakim pisane jest Twoje opowiadanie. Mimo, że sama jestem tu tylko teraz, powiem, że zasługujesz na więcej czytelników.
    Powiem tylko, że zawsze kieruj się opinią obiektywną. Może mój komentarz Cię zasmuci a może rozweseli, ale wiedz, że miałam dobre intencje.
    Trzymaj się ciepło i życzę weny!
    PS: Postaram się o mniej literówek, ale nie miałam wtedy siły sprawdzać rozdziału, no i oczywiście, że czytanie od tyłu to łatwizna. To było oczywiste, że wszyscy zrozumieją XD

    OdpowiedzUsuń

  5. "P kilku rozmowach z chłopakiem wiedziałam" - Po
    "Wiesz, że sekrety są u mnie bezpieczne., więc proszę powiedz mi" - niepotrzebna kropka przed przecinkiem


    Pomysł, że dar Simona jest związany ze zwierzętami wiele by wyjaśniał. Tą chęć chodzenia na czterech - jak to ujął Jeremiasz - zapach ziemi, trudność Serafiny z wejściem do jego myśli, wspomnienie, w którym pojawił się las. Tak, to chyba bardzo prawdopodobna opcja, chociaż nadal niewiadomo czy prawdziwa.

    Spodobał mi się Jeremiasz. Co prawda nie było o nim na razie dużo, ale sam fakt, że jest tajemniczym chłopakiem, który pojawił się nie wiadomo skąd i nie wiadomo czemu, pozytywnie wpływa na mój odbiór tej postaci. Lubię czytać o bohaterach, którzy są nietuzinkowi i czymś się wyróżniają. Nie ukrywam, że mam nadzieję, że będzie pojawiał się częściej ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Ten Jeremiasz jest bardzo tajemniczą osobą, no i nie powiem, ale trochę zbyt nachalnie natarł na Serafinę. Jeśli nie chce, może nic mu nie mówić, ma do tego pełne prawo, moim zdaniem, no kurcze, w jakim świecie my żyjemy? Znaczy... oni :P

    Tak mnie teraz zastanawia i przychodzi na myśl, że może Simona dar to właśnie odpychanie od siebie innych? Zapobieganie innym darom, czy coś w ten deseń? Blokowanie się? Jakiś rodzaj obrony?
    Sama nie wiem już, o co mi chodzi, za dużo mi we łbie się dzieje chyba xD

    OdpowiedzUsuń
  7. Coraz więcej tajemnic... Coraz więcej... Podoba mi się to 😍 Nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału, a na szvzecie jest opublikowany. Kim jest ten cały Jeremiasz i dziwne rodzeństwo? Poza tym wyczuwam, że coś więcej będzie między narratorką a Simonem, ale nie jestem pewna. Pozdrawiam 😉

    OdpowiedzUsuń