Krok po kroku kierowałam się do
swojego azylu, nie zawracając sobie głowy tym, co dzieje się wokół mnie.
Mijałam obojętnie małe gromadki lekarzy i pielęgniarek, ubranych w identyczne
białe fartuchy, którzy na mój widok przybliżali się do siebie i obserwowali
mnie przestraszonym wzrokiem. Nigdy nie pojmowałam, dlaczego wzbudzam w nich
taki lęk. Nie mogłam się porównywać z resztą domowników, których zdolności były
brutalne i siały spustoszenie, gdziekolwiek zostały użyte. Na tle całej grupy
wypadałam dość słabo i wydawałam się nieszkodliwa, zupełnie jak krucha Emilie,
rozmawiająca z duchami. Podczas starcia nie potrafiłabym się obronić walką
wręcz, niczego nie dałabym rady podpalić czy zburzyć. Byłam bezbronna i mało
skuteczna. W każdym razie tak mi się wydawało do dzisiejszego dnia.
Minęłam kolejną grupkę zlęknionych
sanitariuszy, muskając obrzeża ich świadomości swoim darem, czego nigdy dotąd
nie robiłam, uważając to za mało ciekawą wiedzę. Przecież w Willi Obdarzonych
mało kto przejmował się istnieniem tak mało znaczących istot, jakimi byli
pielęgniarki i lekarze. Kier stwierdził kiedyś, że sprowadził ich w to miejsce
tylko po to, aby ktoś czuwał nad naszym zdrowiem. Wyczuwałam instynktownie, że
cała ta troska była obłudą i kłamstwem, mającym dać nam wszystkim fałszywe poczucie
bezpieczeństwa. Sanitariusze byli pionkami w grze, którą rozgrywał Kier. Mieli
utrzymywać nasze dary w ryzach i nie dopuścić, aby ktokolwiek stracił nad sobą
panowanie. Nawet jeśli kontrola ta miała posunąć się do drastycznych środków
takich jak uśpienie czy otumanienie obdarzonego dziwnymi lekami o nieznanym
pochodzeniu.
Zrozumiałe więc, że domownicy traktowali te białe
istotki z wyższością, niejednokrotnie posuwając się do drastycznych zabaw
kosztem ich zdrowia. Mieszkałam w tym miejscu od ponad pięciu lat i spotkałam
się z różnymi przypadkami. Były podpalenia, podduszenia czy też dziwne zgony
wśród personelu medycznego. I nikt się nie przejmował zbytnio utratą kilku przeciętnych
śmiertelników, którzy nie wnosili nic od siebie do naszej nienormalnej
społeczności. Nawet Kier traktował takie sytuacje jako nie mające wielkiego
znaczenia. Bez problemu zastępował braki i nie komentował zaistniałej sytuacji,
a my wszyscy ślepo podążaliśmy za nim i nie sprzeciwialiśmy się jego decyzjom.
Skrzywiłam się lekko zauważając w
umysłach tych przestraszonych owieczek złotą barwę. Był to jeden z najbardziej
nie lubianych przeze mnie kolorów, który mógł oznaczać dosłownie każdą emocję.
Powstawał w umyśle człowieka, który potrafił zagłuszać swoje własne myśli
poprzez natłok emocji i wspomnień o małym znaczeniu. Przebicie się przez taką
złotą barierę wymagało większego wysiłku, na który nie miałam ochoty po tym, co
przeżyłam po wycieczce w dziką i zamkniętą świadomość Simona. Poczułam jednak
potrzebę sprawdzenia czy każdy z będących w moim otoczeniu sanitariuszy tak
samo potrafi maskować swoje myśli i zamiary jak grupka, którą przeskanowałam
darem minutę wcześniej. Przystanęłam i spojrzałam na każdą z osób, nie
poświęcając nie więcej niż ułamek sekundy na poszczególnego człowieka. Wszędzie
znajdywałam złoto, które grubą warstwą zagłuszało prawdziwe myśli i zamiary
lekarzy. Potarłam nerwowo kciukiem czubek nosa i straciłam zainteresowanie
sanitariuszami, zostawiając ich pogrążonych w cichych, wypowiadanych szeptem
rozmowach, które brzmiały jak nieprzyjemny szum w zepsutym odbiorniku telewizyjnym.
Ruszyłam dalej przed siebie, wyczuwając, że dzieje się ze mną coś dziwnego,
skoro zaczęłam przejmować się własnym otoczeniem, które od lat było dla mnie
domem.
W końcu trafiłam do części
mieszkalnej, w której oprócz mnie mieszkało jeszcze dziesięciu uzdolnionych.
Nie byliśmy jednak jedynymi obdarzonymi, którzy znajdowali się w tym pseudo
ośrodku. Wiedziałam, że w niższych poziomach znajduje się jeszcze dziesiątka, która
jest pod stałą obserwacją. Głównie dlatego, że były to osoby mocno zbuntowane, które
wymagały całodobowej obserwacji i uspokajania. Nigdy nie ingerowałam w ten stan
rzeczy, uważając go za całkiem normalny sposób utrzymania ładu i porządku w tym
miejscu. Jednak od pewnego czasu wyczuwałam, że na niższych poziomach rośnie
natężenie emocji, które duszone przez niezliczoną ilość czasu, były na granicy
wybuchu. Delikatnie informowałam Kiera o tym stanie rzeczy, ale on ignorował
moje ostrzeżenia, uważając, że całkowicie panuje nad mieszkańcami Wilii
Obdarzonych. I choć takie zapewnienie nie uspokajało mojego sumienia,
przestałam drążyć ten temat.
Liczyłam, że tłumione emocje wygasną, zupełnie tak
jak zdarzało się to wiele razy wcześniej. Domyślałam się, dlaczego tak nagle
przestawały istnieć, ale nigdy nie miałam na tyle odwagi, aby zapytać Kiera o
to, co działo się z przywiezionymi do Wilii osobami, które trafiały piętro
niżej. Pytanie o to byłoby nierozważnym posunięciem z mojej strony.
Jednocześnie mogłabym nie tylko pokazać Kierowi, że moje umiejętności są
znacznie bardziej rozwinięte niż dotychczas przypuszczał, ale i też stałabym
się zagrożeniem, które musiałby usunąć zanim wywoła wewnętrzną rewolucję. Milczałam,
aby zachować dom i poczucie bezpieczeństwa, którego tak bardzo łaknęła moja
dusza. Nie chciałam znów zostać sama z własnymi uczuciami i przeszłością, która
podążała za mną niczym cień.
Dotknęłam drzwi od swojego pokoju i
westchnęłam z ulgą. Za drzwiami znajdował się mój własny świat, który dawał mu
złudne poczucie, że jestem jedyną osobą na świecie i nikt nie może mi tam
zagrozić. Przekręciłam okrągłą, niegdyś złotą klamkę i pchnęłam drewnianą powierzchnię,
która nie stawiała żadnego oporu. Drzwi z cichym skrzypnięciem otworzyły się, a
ja zwinnie wkroczyłam do pokoju, zamykając za sobą pośpiesznie wejście na
klucz. Dotknęłam czołem chropowatej, drewnianej nawierzchni i klepnęłam ją
dłonią kilka razy, wsłuchując się w głuchy odgłos. Powoli opróżniałam swój
umysł od ludzkich myśli, które nie należały do mnie. Zaczęłam odczuwać
nadchodzącą ulgę i spokój i właśnie w tym momencie, usłyszałam ciche
chrząknięcie za moimi plecami. Odwróciłam się powoli, starając ukryć
zaskoczenie i strach, które zmroziły mnie wewnętrznie. Spojrzałam na stojącą
tyłem do mnie męską postać, która wpatrywała się w widok, rozciągający za
jedynym oknem, które posiadał ten pokój.
Właśnie zaczął prószyć śnieg, który delikatnie drobnymi
białymi płatkami, przypominającymi ptasie pióra, zaczął zakrywać szarą,
jesienną scenerię. Zarówno widok jak i osoba, znajdująca się w moim pokoju
uspokoiły moje stargane nerwy. Wypuściłam powietrze z płuc i podeszłam do
mężczyzny, starając się stanąć tuż obok niego, co nie było łatwe przez
ograniczoną przestrzeń pokoju. Nie było tu zbyt wiele miejsca, lecz mi to
wystarczało. Łóżko, szafka, mały stolik i jedno krzesło było szczytem moich
obecnych marzeń i nie potrzebowałam nic więcej, aby poczuć się jak w domu.
Szturchnęłam delikatnie ramieniem
stojącego obok mnie chłopaka i uśmiechnęłam się kącikiem ust. On spojrzał na
mnie ze spokojem i odwzajemnił się takim samym, ledwie zauważalnym uśmiechem.
Chwilę potem jednak ta oznaka sympatii zniknęła, a jego twarz przybrała dobrze
mi znany poważny i nieprzenikniony wyraz.
-
Musimy porozmawiać. – powiedział wibrującym, cichym głosem, a ja wiedziałam, że
zaczynamy kolejną poważną rozmowę, podczas której moje obawy i intuicyjne
przypuszczenia, zagłuszane do tej pory skutecznie przez aurę Simona, okażą się
czymś więcej niż domysłami.
Mężczyzna stanął przodem do mnie i
bardzo uważnie zaczął mi się przyglądać, szukając na moim ciele śladów
przemocy. Widząc kilka siniaków i zadrapań syknął z niezadowoleniem. Uniósł
delikatnie dłoń i pogładził kciukiem ranę na moim policzku, sprawiając mi tym
samym przyjemność. Sekundę później odsunął nerwowo i zdecydowanie za szybko
rękę, zdając sobie sprawę, że mógł za bardzo odsłonić się przede mną i pokazać
swoje prawdziwe uczucia. Uśmiechnęłam się krzywo, udając, że nie zauważyłam
jego nagłej zmiany w zachowaniu.
Jeremiasza poznałam jakieś cztery
lata wcześniej. Jego pojawienie się w Wilii Obdarzonych wzbudziło sporo
kontrowersji w naszym małym społeczeństwie. Był jedynym jak dotąd znanym mi
nadnaturalnym, który nie został poddany szczegółowemu przesłuchaniu z moim
udziałem. Wiedziałam także, że do jego pojawienia się w ośrodku nie przyczynił
się Kier, który zazwyczaj osobiście znajdował i przywoził nowych mieszkańców. Jeremiasz
pojawił się znikąd, nie znaliśmy jego przeszłości i dokładnych zdolności. Każde
pytanie o jego pochodzenie czy uzdolnienia pozostawały bez konkretnej
odpowiedzi, przemilczane mrożącą krew w żyłach ciszą. Domyślałam się, że nie
jest standardowym przypadkiem w Willi Obdarzonych. Krążyły pogłoski, że został
przeniesiony na nasz poziom z niższego, ponieważ jego stan był stabilny.
Cokolwiek to znaczyło. Żaden z mieszkańców Wilii nie mógł być pewny, kiedy jego
stan ze stabilnego przemieni się w zagrożenie, wymagające interwencji lekarzy.
Stojący obok mnie chłopak, był najbardziej skrytą
osobą, jaką poznałam w życiu. Jego myśli przysłaniała równie gęsta złota mgła
szumów i niepotrzebnych informacji jak w przypadku sanitariuszy. Mimo czterech
lat prób nie udało mi się trafić na moment jego rozkojarzenia, ciągle był
opanowany i niewzruszony. Przypominał dobrze wyszkolonego żołnierza, który jest
czujny zawsze i nic nie jest w stanie go zdekoncentrować.
Z czasem zrozumiałam, że Jeremiasz nie chce, abym
poznała go wyłącznie poprzez dar. Wtedy wiedziałabym o nim wszystko, a on o
mnie kompletnie nic. Był jedną z pierwszych osób, które poznałam, nie dzięki
wtargnięciu w ich umysł, lecz poprzez zwykłą rozmowę. To było całkiem
przyjemne. P kilku rozmowach z chłopakiem wiedziałam, że wiele mnie z nim łączy,
a nasze przekonania są bardzo podobne. Rozumieliśmy się jak rodzeństwo, którego
nigdy nie miałam. On był moją kotwicą, gdy moje trzeźwe spojrzenie na świat
zalewała fala emocji, mącących mi w umyśle.
-
O co chodzi tym razem? – zapytałam spokojnie, starając się nie okazywać
zainteresowania rozmową z nim. Byłam zmęczona po bardzo intensywnym dniu
władania moim darem i nie miałam ochoty na poważne rozmowy, w których tak
lubował się Jeremiasz.
Zaczęłam bezmyślnie przyglądać się widokowi za
oknem, jakby był naprawdę czymś niezwykłym. Swoją drogą nie znosiłam śniegu i
zimna i to z przyczyn całkowicie praktycznych, a nie uczuciowych. W mojej
garderobie nie znalazłabym żadnego ciepłego nakrycia, a zwykła, obszyta od
spodu polarem bluza nie była w stanie utrzymać ciepła, gdy zaczynał wiać
przeraźliwie zimny wiatr, który atakował ostrymi, lodowatymi drobinkami śniegu.
-
Słyszałem o twojej rozmowie z tymi dziwakami, których przyciągnął do nas
ostatnio Kier. –zaczął Jeremiasz, odsuwając się ode mnie i siadając na krześle.
Jego twarz zaczęła tonąć w ciemności, która powoli zagarniała świat za oknem. Im
był ciemnej, tym mniej emocji mogłam wyłapać z jego twarzy, co powodowało we
mnie rosnącą frustrację. Po samej barwie głosu nie byłam w stanie stwierdzić,
do czego dąży Jeremiasz w tej rozmowie.
Westchnęłam cicho, tłumiąc opanowującą mnie
irytację. Naprawdę myślałam, że w czterech ścianach własnego pokoju temat dziwacznego
rodzeństwa, które prawdopodobnie mnie nienawidzi, przestanie istnieć, a
wszystko będzie po staremu. Ale nawet tutaj widmo trudnego do zrozumienia
rodzeństwa przedostało się, kładąc cień na mój spokój.
-
Tak. Rozmawiałam z nimi. I co z tego? – odparłam zbyt opryskliwie i odwróciłam
się w jego stronę, krzyżując na piersi ręce. Chciałam, aby odebrał moją postawę
jako niechętną, nie czułam się w formie na takiego rodzaju rozmowy.
Przyjrzałam się chłopakowi, wychwytując zarys mięśni,
których nie była w stanie ukryć luźna, szara koszulka z plamiastym nadrukiem
oraz ciemność, spowijająca pomieszczenie. Podziwiałam go za to, że mimo
ograniczeń narzucanych nam przez lekarzy i Kiera, potrafił utrzymać formę i tak
dobrze wyglądać. Poza zdrowotnymi aspektami jego wysportowanej figury czaiły
się także moje własne dość egoistyczne przyjemności. Przyglądałam się
Jeremiaszowi, ponieważ ten widok przyciągał kobiecą część mojej osoby, którą
tłumiłam jak mogłam.
-
Obserwowałem ich dzisiaj, gdy wybrali się oboje na spacer po parku przy Willi.
– zaczął ostrożnie, widząc, że jestem w bojowym nastroju. – Zachowywali się
bardzo dziwnie. Ten chłopak zachowywał się zupełnie jak zwierzę. Szedł tuż obok
tej damulki noga za nogą i naprawdę miałem wrażenie, że gdyby nie ciągłe
upomnienia od siostrzyczki, zaczął by iść na czterech i wąchać każde napotkane
drzewo. Czy nie wydaje ci się, że takie zachowanie jest mocno niepokojące?
Powiedz mi czy nie wiesz czasem, czy jego dar jest związany ze zwierzętami?
Chłopak spojrzał mi prosto w oczy,
licząc na odpowiedź, a ja poczułam się nieswojo. Spojrzenie niebieskich
tęczówek było szczere i wiedziałam, że moja opinia bardzo się dla niego liczy.
Tyle, że nie mogłam odpowiedzieć mu na to pytanie, ponieważ sama nie byłam
pewna, czym tak naprawdę jest Simon. Wiedziałam tylko, że reagował na wszystko
instynktownie i porywczo, a jego myśli były dla mnie zagadką. Nie chciałam
jednak, aby Jeremiasz dowiedział się, że nie jestem w stanie prześwietlić
umysłu Simona tak jak robiłam to z pozostałymi. Pokazałabym wtedy, że i ja mam
swoje ograniczenia, a w tym miejscu ograniczenie było słabością i pierwszym
stopniem do stania się bezużytecznym dla reszty.
-
Wybacz Remi, ale zabroniono mi mówić o wynikach przesłuchania tej dwójki. –
odparłam, krzywiąc się lekko, gdy to kłamstwo wyszło z moich ust. Zauważając
rozczarowanie na twarzy chłopaka, intensywnie zaczęłam przyglądać się kłaczkom
kurzu na podłodze, które wędrowały popychane podmuchami powietrza. – Kier chce,
aby zostało to tylko pomiędzy mną a nim.
-
A ja wiem, że nie byłaś jeszcze u niego, a o naszym spotkaniu nikt się nie
dowie. Znasz mnie. Wiesz, że sekrety są u mnie bezpieczne., więc proszę powiedz
mi, czego dowiedziałaś się, czytając w umysłach tej dwójki? Nie trzymajmy się
głupich przyrzeczeń. Dobrze wiesz, że Kier coś prze nami ukrywa. – zagryzłam
odruchowo wargę, wiedząc, że moja odmowa na tą prośbę będzie dla Jeremiasza
potwierdzeniem mojej współpracy z Kierem i dość bolesnym ciosem dla fundamentu
naszego porozumienia. Poczułam obrzydzenie do własnej osoby za to, że raniłam
osobę, której ufałam przez te lata bardziej niż reszcie tej zwariowanej
społeczności. Niechęć do osoby Kiera i tajemnic, które tworzył przed nami, były
tym, co trwale nas połączyło i stworzyło pomiędzy nami nić przyjaźni. A teraz
sama zrywałam tą nić, nie chcąc przyznać się, że spotkałam osobę, której myśli
były dla mnie nie do odczytania.
-
Jeremiaszu, nie mogę ci powiedzieć tego, co chciałabyś wiedzieć. A teraz
proszę, wyjdź z mojego pokoju. – powiedziałam ostro i odwróciłam się od
chłopaka, unikając zobaczenia rozczarowania w jego oczach. Usłyszałam jak
wciąga powietrze zupełnie jak gdyby chciał mi coś jeszcze powiedzieć, lecz
żadne słowa nie padły już pomiędzy nami. Wiedziałam jednak, że chłopak nie
będzie drążył tematu. Nigdy nie nalegał i wiedział, kiedy się wycofać. Chwilę
później wiedziałam, że nie ma go już pokoju, chociaż nie było słuchać dźwięku
otwierania ani zamykania drzwi. Jeremiasz posiadał niezwykły dar, którego nie
mogłam określić więcej niż w dwóch słowach. Potrafił znikać. Wiedziałam jednak,
że ta rozmowa mocno osłabiła fundamenty naszej dziwnej przyjaźni i ciężko
będzie mi rozmawiać z nim tak swobodnie jak dotąd.
Usiadłam na łóżku i schowałam twarz
w dłoniach. Nie byłam w stanie płakać, mimo smutku, który zbierał się we mnie. Po
raz pierwszy okłamałam osobę, która była dla mnie prawie jak przyjaciel i
czułam się fatalnie. Nie rozumiałam, dlaczego mój dar tym razem mnie zawiódł.
Chciałam oczyścić swój umysł ze wszystkich myśli, które zaczęły w nim szaleć,
ale nie byłam w stanie tego zrobić. Wiedziałam też, że nawet jeśli się położę,
nie zasnę tej nocy, dręczona własnymi, uporczywymi wyrzutami. Wstałam więc i
szybkim ruchem poprawiłam moje długie, brązowe włosy, zaplątując je ponownie w
ciasny warkocz. Postanowiłam przyśpieszyć spotkanie z Kierem, który już
wystarczająco długo nie okazywał zainteresowania wynikami mojego przesłuchania.
Takie milczenie z jego strony było mocno podejrzane.
Faktycznie, trochę się dowiedzieliśmy o miejscu, w jakim rozgrywa się akcja. Kier wszystko sobie doskonale zaplanował. Nie spodziewałam się, że Serafina zacznie siać taką panikę wśród zgromadzonego personelu medycznego. Jak sama przed sobą przyznała - do tej pory wydawała się nieszkodliwa.
OdpowiedzUsuńPlotki rozchodzą się błyskawicznie w takiej organizacji. Samych medyków jakoś tak zrobiło mi się szkoda, bo w dużej mierze nie są niczemu winni, a ich "podopieczni" się nad nimi znęcają i wyżywają.
Nowa postać jak narazie zrobiła na mnie dobre wrażenie i mocno zaintrygowała. Jeremiasz faktycznie jest mocno skryty, ale ja lubię takie osobowości. Z doświadczenia wiem, że właśnie oni kryją pod tą skorupą niedostępności wiele wartościowych cech.
Jednak to jak naciskał na dziewczynę było trochę poniżej pasa. W takim miejscu jak ten ośrodek pewnie ściany mają uszy, a zdradzając sekrety, Serafina mogła zagrozić samej sobie.
Ciekawe, czemu Kier milczy. I co z tymi nowymi? Czyżby chłopak rzeczywiście miał coś wspólnego ze zwierzętami? Parę razy właśnie tak mi się wydawało, ale staram się nie oceniać po pierwszych rozdziałach, bo różnie może być.
Czekam na ciąg dalszy i pozdrawiam!
Obiecuję, że wpadnę jutro :)
OdpowiedzUsuńJestem chora, uczyłam się na sprawdzian i jedyne czego pragnę to sen. No i czekolada xD
Póki co pozdrawiam i weny!!!
Ciekawie i nieco mrocznie jak dla mnie, anielsko ;3
OdpowiedzUsuńMrocznie głównie przez to, że wspominałaś o innych uzdolnionych, których ze względu bezpieczeństwa trzyma się piętro niżej i też przez Jeremiasza. Nieco skojarzył mi się z James'em z Diabelskich Maszyn, taki cichy i nieco wycofany. Chyba go polubię ;)
Swoją drogą myślę, że trzymają ich na dole, nie tylko ze względu na ich agresję, ale poprzez wzgląd na ich dar. Niektórzy mogą, np. zagrażać Kierowi. Albo robią na nich jakieś eksperymenty i przygotowują do czegoś... Tak, lubię teorie spiskowe xD
I też nie daje mi spokoju to, jak Remi usiłował wyciągnąć od Serafiny "raport" z przesłuchania. Czyżby coś kombinował? Pisałaś nad rozdziałem, że jest ważną postacią dla przyszłych wątków, więc stąd moje przypuszczenia i domysły.
A sam Kier jest... mroczny, żelazny i zawsze, gdy go widzę podczas czytania, wyobrażam go sobie jako mężczyznę dobrze zbudowanego z przenikliwym wzrokiem, który jak tygrys obserwuje wszystkich dookoła i w razie potrzeby wyciąga pazury ;).
Rozdział był dość tajemniczy, ale dowiedzieliśmy się nieco o Wilii. I mimo dwóch maleńkich błędów ("mu" zamiast "mi" i "P" zamiast "po") rozdział był bardzo przyjemny w odbiorze! Tak fajnie opisujesz emocje Serafiny, w ogóle widać, że umiesz pisać w 1os. A najlepszym tego dowodem jest to, że Serafina nie posiada symptomu Irytującej Postaci Głównej. Można poczuć co ona odbiera z otoczenia i zrozumieć ją :)
Czekam na więcej!!! Na rodzeństwo Simona i Pani, znaczy siostra (serio, nie przepadam za nią, ale świetnie ją wykreowałaś :P).
Pozdrawiam, weny i duuużooo inspiracji!!!
anielskie-dusze.blogspot.com
Witaj.
OdpowiedzUsuńPoczułam się w obowiązku chociaż tu zajrzeć, ponieważ Ty komentujesz i czytasz u mnie regularnie. W ferie próbowałam się za to zabrać, ale... Nie to, że jest źle. Wręcz przeciwnie. Po prostu to nie mój gatunek literaci, ten styl pisania jest trochę... Zbyt poważny, tajemniczy. Przeczytałam kilka pierwszych rozdziałów i naprawdę, nie mogę dalej. Oczywiście nie odbieraj tego jako hejt czy krytykę, wręcz przeciwnie. Na blogosferze jest mnóstwo osób, które uwielbiają styl, jakim pisane jest Twoje opowiadanie. Mimo, że sama jestem tu tylko teraz, powiem, że zasługujesz na więcej czytelników.
Powiem tylko, że zawsze kieruj się opinią obiektywną. Może mój komentarz Cię zasmuci a może rozweseli, ale wiedz, że miałam dobre intencje.
Trzymaj się ciepło i życzę weny!
PS: Postaram się o mniej literówek, ale nie miałam wtedy siły sprawdzać rozdziału, no i oczywiście, że czytanie od tyłu to łatwizna. To było oczywiste, że wszyscy zrozumieją XD
OdpowiedzUsuń"P kilku rozmowach z chłopakiem wiedziałam" - Po
"Wiesz, że sekrety są u mnie bezpieczne., więc proszę powiedz mi" - niepotrzebna kropka przed przecinkiem
Pomysł, że dar Simona jest związany ze zwierzętami wiele by wyjaśniał. Tą chęć chodzenia na czterech - jak to ujął Jeremiasz - zapach ziemi, trudność Serafiny z wejściem do jego myśli, wspomnienie, w którym pojawił się las. Tak, to chyba bardzo prawdopodobna opcja, chociaż nadal niewiadomo czy prawdziwa.
Spodobał mi się Jeremiasz. Co prawda nie było o nim na razie dużo, ale sam fakt, że jest tajemniczym chłopakiem, który pojawił się nie wiadomo skąd i nie wiadomo czemu, pozytywnie wpływa na mój odbiór tej postaci. Lubię czytać o bohaterach, którzy są nietuzinkowi i czymś się wyróżniają. Nie ukrywam, że mam nadzieję, że będzie pojawiał się częściej ;)
Ten Jeremiasz jest bardzo tajemniczą osobą, no i nie powiem, ale trochę zbyt nachalnie natarł na Serafinę. Jeśli nie chce, może nic mu nie mówić, ma do tego pełne prawo, moim zdaniem, no kurcze, w jakim świecie my żyjemy? Znaczy... oni :P
OdpowiedzUsuńTak mnie teraz zastanawia i przychodzi na myśl, że może Simona dar to właśnie odpychanie od siebie innych? Zapobieganie innym darom, czy coś w ten deseń? Blokowanie się? Jakiś rodzaj obrony?
Sama nie wiem już, o co mi chodzi, za dużo mi we łbie się dzieje chyba xD
Coraz więcej tajemnic... Coraz więcej... Podoba mi się to 😍 Nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału, a na szvzecie jest opublikowany. Kim jest ten cały Jeremiasz i dziwne rodzeństwo? Poza tym wyczuwam, że coś więcej będzie między narratorką a Simonem, ale nie jestem pewna. Pozdrawiam 😉
OdpowiedzUsuń