Jest wtorek. Dokładnie dziewięć dni
temu zostałem pozbawiony tego, co kocham i ruszyłem na łowy. Moim celem jest
tylko jedna osoba. Ona pozbawiła mnie wszystkiego, na czym mi zależało. Od
dziewięciu dni jestem sierotą, która krąży po najciemniejszych zaułkach i
ulicach Morningside. Wierzę, że ją tu spotkam i wymierzę sprawiedliwość niczym
Bóg – mamrotał pod nosem Christopher, idąc powoli przez okolice 17th Avenue,
znane także pod nazwą Podziemia. Już po raz dwunasty szedł tą samą uliczką,
krążąc wciąż i nawracając. Czuła na sobie oczy tysięcy ludzi, którzy badali
jego osobę wzrokiem i szukali w nim zagrożenia. Aby wzięli go za swego, ubrał
się w potargane łachmany, poplamił je błotem, a do ręki wziął małą puszkę z
napisem „Pomóż mi”. Na jego plecach spokojnie kołysała się zniszczona przez
czas gitara, która odkupił za kilka marnych dolarów od jakiegoś żebraka. Teraz
jego miejscem zamieszkania był stary motel, w którym w zamian za miejsce do
spania, pracował przy zmywaku późnymi wieczorami, aż do rana, sam czyszcząc
ubrudzone naczynia, których nikt nie chciał dotykać, gdy były w takim stanie.
Nikt nie pytał się go kim był, skąd pochodził i co w tym miejscu robił. Chris
uważał, że to przez ubranie, które po dziewięciu dniach zaczęło nieprzyjemnie
pachnieć i wyglądać. Jednak istniał inny powód, znacznie skomplikowany. Ludzie
z natury ciekawscy, chcieli wiedzieć o nowym przybyszu wszystko, ale odstraszał
ich jego wzrok – mętny, pusty, przepełniony złem i cierpieniem. Ranił ich dusze
jednym spojrzeniem.
- Gdziekolwiek jesteś Amazonko, wiedz, że moja zemsta dopadnie cię i odeśle do miejsca, w którym powinnaś się już dawno temu znaleźć. Piekło czeka – szeptał dalej pod nosem chłopak. Minął antykwariat, w którym stary człowiek układał książki. Napotkał jego czujny, mądry wzrok i zatrzymał się jak zahipnotyzowany. Przyjrzał mu się z wielką dozą ostrożności, a gdy na ustach siwego pana zagościł delikatny uśmieszek, podniósł ze zdziwienia prawą brew do góry i po raz pierwszy odkąd się znalazł w tym miejscu, pierwszy uciekł wzrokiem w inne miejsce.
Zrobił kilka kroków i gdy minął róg
sklepu, poczuł jak jego stopy przestają dotykać chropowatej powierzchni, a on
unosi się do góry. Stara koszula niebezpiecznie zacisnęła mu się na szyi i
zaczęła go dusić.
- Co tu robisz? Mamusia ci nie mówiła, że takie ulice jak ta się omija? – usłyszał obrzydliwy szept tuż przy uchu. Kątem oka przyjrzał się napastnikowi i bez zastanowienia wymierzył mu cios łokciem prosto w brzuch. Ten zawył z bólu i puścił kołnierz Chrisa, który opadł na ziemie i wziął natychmiastowo głęboki wdech. Odwrócił się przodem do wroga i przyjrzał mu się uważniej. Gdy usłyszał jego jęk, uśmiechnął się jakby był wcieleniem samego pana zła. Prychnął z ironią i kopnął butem o ziemię tak, że do oczu poszkodowanego wpadła spora garść pasku i kurzu z ulicy.
- Ty mały … - wyryczał ze złością mężczyzna, ale jego groźbę uciszył kolejny cios w brzuch, wymierzony tym razem mocniej kolanem. Zawył jeszcze głośniej i zwinął się na chodniku w kłębek. Christopher patrząc na jego cierpienie, poczuł jak jego dusza zaczyna się radować. Zarechotał złośliwie, splunął na jęczącego człowieka i odczuwając radość, ruszył w stronę motelu.
***
Uchyliła delikatnie drzwi od domu
Christophera Hudsona i wślizgnęła się do niepozornie środka. W korytarzu panowała
cisza, która spowodowała, że po jej ciele przebiegły dreszcze. Ruszyła do
przodu i sprawdzała po kolei każde z pomieszczeń, ale nie spotkała żadnej żywej
duszy na swojej drodze. Kiedy trafiła do salonu, widok porozrzucanych zdjęć i
rozbitej ramki trochę ją zaniepokoił. Podniosła kilka zdjęć z podłogi i
przyjrzała się im. Kiedy zdała sobie sprawę, że trzyma w ręce zdjęcie całej
rodziny Hudsonów, wyrzuciła je powrotem na podłogę i zatkała sobie dłonią usta.
Zamrugała nerwowo oczami, aby na jej twarzy nie pojawiły się niespodziewane łzy
i wyszła z salonu.
Ruszyła do ostatniego pokoju,
którego jeszcze nie sprawdzała. Uchyliła po cichu drzwi i czując panującą w
pomieszczeniu duchotę, otworzyła je zamaszystym ruchem na oścież. Po kilku
sekundach zdała sobie sprawę, że znalazła się w gabinecie samego detektywa
Marka Hudsona.
- Zamknięte od kilku dni – stwierdziła, wdychając jeszcze raz powietrze, przepełnione kurzem. Podeszła do biurka, zapełnionego porozrzucanymi kartami i wzięła jedna do dłoni. Zaczęła czytać po cichu. – Podejrzana dokonała kolejnego przestępstwa. Jej celem był biznesmen A.C. Keaton, znany handlarz ropy, który został odnaleziony we własnym biurze przez dwóch prywatnych ochroniarzy. Zmarł na skutek uduszenia przez własny krawat. Nie znaleziono odcisków zabójcy. Jedynym dowodem jest nagranie filmowe, na którym przestępca dusi swoja ofiarę, a po zakończeniu swojej „pracy”, uśmiecha się bezczelnie do kamery.
Oczywistą rzeczą było dla niej, że
trzyma w ręku swoje własne akta. Zamknęła oczy i starała się przypomnieć, kiedy
zrobiła takie głupstwo.
- 12 września 2007 roku – wyszeptała i uchyliła delikatnie swoje powieki. – Już wtedy wiedzieli.
Odłożyła kartkę na swoje miejsce.
Rozejrzała się jeszcze raz po kupie porozwalanych akt i jej uwagę przykuła
biała koperta, kolorem jaśniejsza od innych. Od razu stwierdziła, że papier
musiał leżeć w tym miejscu nie więcej niż dwa tygodnie. Dotknęła opuszkami
palców kopertę i wzięła ją do ręki. Wyciągnęła papier listowy, znajdujący się w
środku.
- Do Christophera Raya Hudsona – przeczytała i dotknęła kciukiem wolnej ręki dolną wargę. – Składamy najszczersze kondolencje z powodu śmierci pańskiego ojca Marka Hudsona i oświadczamy, że jakakolwiek prośba, którą pan do nas skieruje, zostanie natychmiastowo wysłuchana i spełniona. Z naszej strony otrzyma pan wsparcie. Prosimy także, aby dostarczył nam pan akta, dotyczące przestępcy o pseudonimie Amazonka, w celu przekazania sprawy innemu detektywowi. Z wyrazami współczucia, szef policji – Sergiej Admos.
Potarła kciukiem dolną wargę i
dotknęła nim policyjnej pieczątki, znajdującej się na liście. Pod wpływem
wilgoci i jej dotyku, pieczątka rozmazała się, pozostawiając prostą smugę
koloru niebieskiego.
- Zmarł - głos Samanthy załamał się, a powstrzymywane od kilku minut łzy, pociekły jej po policzkach. Poczuła jak wyrzuty sumienia, atakują jej duszę. – Został sam. Przeze mnie.
Starła wędrujące po policzkach łzy i rozejrzała się po pomieszczeniu.
- List. Akta. Pusty dom i to – podeszła do krzesła i podniosła z niego niewielki skrawek materiału, jeden z wielu, który leżał w tym miejscu. Potarła delikatnie po jego powierzchni kciukiem i poczuła jak narasta w niej złość. Domyślała się, co teraz chłopak robił i jakie było to niebezpieczne.
- Dureń, gdyby nie robił tego, aby mnie zabić, policzyłabym się z nim pierwsza. – westchnęła bezsilnie i wyrzuciła za siebie materiał. Zamknęła drzwi do gabinetu i skierowała się do wyjścia. – Podziemie. Nienawidzę tego miejsca, ale muszę znaleźć tego idiotę, zanim ktoś go dorwie pierwszy. Wszędzie może się czaić Arman.
Gdy mijała prób drzwi, jej włosy
zafalowały delikatnie, połyskując smolistą czernią.
***
Usiadł na murku i zapalił papierosa.
Rozejrzał się powoli po okolicy i ukryty za liśćmi płaczącej wierzby, wrócił do
obserwowania małego domku, który stał naprzeciwko niego. Znalazł miejsce pobytu
tej małej smarkuli i postanowił czekać, aż wróci. Mimo iż był zabójcą, nie
lubił zabaw w kotka i myszkę, o których ona dobrze wiedziała. Nie znosił gonić
za swoją ofiarą i czaić się w ciemnych kątach, aby móc złapać i wykończyć swoja
zdobycz. Wolał zmierzyć się z nią oko w oko, bez zbędnych gierek, który
działały mu na nerwy.
Samantha wiedziała o tym bardzo dobrze, ale mimo tego uciekała przed nim jakby była bezbronną myszką. Znał ja zbyt dobrze by wiedzieć, ze jest przerażona tym, ze przeżył. Skąd wiedziała? To było zbyt proste. Wydedukowała to, gdy czytała poranną gazetę, która zastał leżącą niedbale na podłodze werandy jej małego domku.
Samantha wiedziała o tym bardzo dobrze, ale mimo tego uciekała przed nim jakby była bezbronną myszką. Znał ja zbyt dobrze by wiedzieć, ze jest przerażona tym, ze przeżył. Skąd wiedziała? To było zbyt proste. Wydedukowała to, gdy czytała poranną gazetę, która zastał leżącą niedbale na podłodze werandy jej małego domku.
- Nawet nie dopiła herbaty – parsknął ze śmiechem Arman, przypominając sobie widok wylanej herbaty, która zabrudziła mały stoliczek. – A przecież sama mówiła, że bez dobrej herbaty z rana nie potrafi racjonalnie myśleć, a co dopiero działać.
Zaskoczyło go to, że przypomina
sobie takie szczegóły. To była przecież przeszłość. Niezbyt miła przeszłość, o
której żaden nie chciał pamiętać. Mimo różnicy charakterów i ciągłej
rywalizacji, tylko jej jednej ufał. Była dla niego jak siostra. Nawet gdy
walczyli, starał się jej nie uszkodzić. Była taka delikatna. Z pozoru.
Uderzył pięścią o murek i poczuł ból, lecz nie zwrócił na niego zbyt wielkiej uwagi.
Uderzył pięścią o murek i poczuł ból, lecz nie zwrócił na niego zbyt wielkiej uwagi.
- Kto by pomyślał, że chciała nas wszystkich wykończyć. Traktowała nas jak rodzinę ,a nie wrogów. Coś musiało zmienić zdanie. A może ktoś?
Wyszeptał i popatrzył na
przejeżdżający przez drogę samochód zamyślonym wzrokiem.
O rany! Lena, pospiesz się lepiej z kolejnym rozdziałem, bo przeczytałam wszystko w jeden dzień i teraz nie mam co czytać, a najlepsza akcja dopiero się rozpoczęła!
OdpowiedzUsuńŚwietne opowiadanie, czekam na kolejny rozdział z niecierpliwością!
Przyznam, że Chris mnie zaskoczył powaleniem tego mężczyzny. Nie spodziewałabym się po nim takiej siły, a po Sam takiego... hmm... przywiązania? Zakochała się lala jak diabli. Mam nadzieję, że to wszystko będzie mieć happy end, bo jak nie to... będzie mi przykro :( I tyle. Czekam na kolejny rozdział, który, mam nadzieję, pojawi się szybko ;)