Trzy dni później…
Stała nad wysokim urwiskiem i z zamkniętymi oczami
nasłuchiwała jak fale obijają się o stromy brzeg urwiska i walczą z ostrymi
kamieniami, których końce wystawały ponad taflę wody. Rozmyślała o tym, co
wydarzyło się w przeciągu tych trzech dni, zastanawiała się dlaczego los jest
dla niej tak łaskawy i jeszcze żyje. Westchnęła głęboko i jeszcze raz zaczęła
odtwarzać sobie wydarzenia, jakie rozegrały się w ciemnej salce, gdzie opętany zemstą
chłopak chciał ją zabić.
***
Odgłos wystrzału z broni ogłuszył ją i przez kilka
długich sekund nie wiedziała, co się stało. Czy już umarła? Wykluczyła tę myśl,
gdyż nadal oddychała i czuła. Czuła bardzo dokładnie ból, który paraliżował jej
ciało i coś jeszcze. Jakiś ogromny ciężar przygniatał jej brzuch, powodując, że
jeszcze trudniej było jej wziąć oddech. Resztkami sil i przy pomocy determinacji,
uniosła delikatnie głowę i zobaczyła obrzydliwy widok.
Na jej brzuchu leżał bezwładnie brązowowłosy
chłopak, a w jego głowie, centralnie po środku czoła, widniała wielka, czarna
dziura, z której wylewała się nierównym strumieniem krew i ściekała po jego
młodej twarzy na jej brzuch, a następnie na posadzkę. Wzdrygnęła się i chciała
krzyknąć ze strachu i obrzydzenia, lecz nie mogła. Wciąż miała zakneblowane
brudną szmatą usta, a jej ręce i nogi nadal były mocno ściśnięte skórzanymi
pasami, przytwierdzonymi do metalowego stołu. Zaczęła mocno rzucać się po
stole, Az ciało martwego Christophera zsunęło się powoli z jej brzucha,
zostawiając na jej ubraniu ciemną, czerwoną smugę i upadło z głośnym hukiem na
pokrytą szkarłatna krwią posadzkę. Przyniosło to jej chwilowa ulgę, lecz
zniknęła ona wraz z przeczuciem, że ktoś ją obserwuje. Jej ciało ponownie
sparaliżował strach, odbierając jej tym samym ostatki energii.
-
Brawo Samantho. Nie spodziewałem się, że taki mały smarkacz może doprowadzić do
takiego stanu wycieńczenia zabójczynię, która słynęła z nadzwyczajnego sprytu.
Gardłowy głos Armana uderzył z niespodziewaną siłą w
jej umysł i sprawił, że ponownie ból, który szalał na jej ciele, wzmocnił się.
Po jej policzkach poleciały mimowolnie łzy. Mężczyzna zrobił krok ku niej.
-
Nie – wyjęczała niewyraźnie, a jej źrenice oczu poszerzyły się ze strachu.
Zaczęła się rzucać z furią na stole, w czasie gdy Arman zbliżał się do niej
powoli i sycił się jej narastającą bezradnością. W lewej dłoni trzymał pistolet, ten sam, który
sprawił, że młody Christopher Hudson pożegnał się na dobre z życiem i trafił
tam, gdzie jego ojciec.
-
I jak się czujesz teraz? Jest ci niewygodnie, pasy za mocno ściskają? A może
nadal sądzisz, że znalazłaś się w pułapce i znów ci się poszczęści? Uciekniesz?
Dasz radę? – pytał jadowitym głosem, nie oczekując na odpowiedzi, ponieważ znał
je doskonale.
Wiedział, że jest wycieńczona ciągłą walką z psami,
które blokowały dopływ krwi do reszty ciała, że Samantha nie czuje się
komfortowo w takiej sytuacji, gdyż po raz pierwszy wie, że nie od niej zależy,
co się stanie i jakie będą tego skutki. Mimo tego wciąż wierzyła, że ucieknie.
Ocali siebie. Według Armana była tak słodko głupia i bezradna.
Idąc ku niej, wziął z blatu jeden z błyszczących noży,
wyczyszczonych przez martwego już Chrisa i podszedł do stołu, na którym leżała
dziewczyna. Teatralnym gestem machnął w powietrzu ostrym narzędziem, a ona
zamknęła oczy, myśląc, że to już koniec. Jednak nie poczuła żadnego bólu, tylko
ulgę. Sekundę później zdała sobie sprawę z tego, że Arman odciął pasy, które
krępowały jej kończyny i patrzy na nią z satysfakcją w oczach. Poczuła jak krew
zaczyna krążyć po jej ciele i ożywiać zwiotczałe od nacisku stopy i dłonie.
Syknęła z bólu, gdy krew dotarła do jej palców u nóg. Wciąż jednak leżała
bezwładnie, nie mogąc się poruszać.
Usłyszała przeciągłe westchnienie, oznaczające
zniecierpliwienie i poczuła jak mężczyzna wziął ją na ręce. Po czym przekroczył
dużym krokiem ciało martwego Christophera i wyniósł ją na zewnątrz.
***
Dlaczego to zrobił? Nie poznała motywów jego
działania mimo, iż zastanawiała się nad tym setki razy od tamtej chwili. Analizowała
każdy nawet najmniejszy szczegół jego zachowania tamtego dnia, ale nie mogła
poznać odpowiedzi. To nadal pozostawało tajemnicą.
Stojąc teraz nad urwiskiem, doszła tylko do jednej,
wartej uwagi myśli. Nigdy nie będzie wolna, a jej przeszłość będzie się stale
za nią ciągła i przypominała kim ta naprawdę jest. Nie zwykła dziewczyną, lecz
Amazonką – zabijająca bez skrupułów morderczynię, która nigdy nie cofa się
przed niczym.
Odwróciła się plecami do urwiska i ruszyła prosto
przed siebie, przekraczając na skos pusta drogę. Gdy dotknęła dłonią wysokiej
ściany z kamieni, unoszącej się ponad nią na kilka metrów, uniosła wzrok ku
górze i popatrzyła na niebo. Zamknęła oczy i wyszeptała:
-
Jestem demonem, posłannikiem diabła. Karzę ludzi za ich grzechy.
Odwróciła się przodem w kierunku, z którego przyszła
i popatrzyła na morze, które rozlewało się tuż za końcem urwiska jak błękitna
plama, iskrząca od promieni zachodzącego słońca. Zaczęła biec przed siebie.
-
Nigdy więcej takich ludzi jak ja – wykrzyknęła w przestrzeń.
***
Nie wiedziała jak znalazła się na werandzie nowego
domu.
-
Obudź się księżniczko. – czuły głos sprawił, że powoli zaczęła się wydostawać z
otchłani swej ciemnej duszy i wracała do rzeczywistości. Uchyliła powieki i
spojrzała na mężczyznę, który w pochylonej pozycji, uśmiechał się do niej
radośnie. Stał z nią twarzą w twarz, a jego czarne oczy zagłębiały się w jej
duszę. Zamrugała ze zdziwienia powiekami, kierując nieśmiało wzrok na bok i
zapytała:
-
Kim jesteś?
-
Przecież wiesz skarbie. Mam na imię Arman i chciałem cię zabić.
-
Chciałeś? – zdziwiła się i wzdrygnęła nieco, gdy puścił do niej radośnie oczko.
-
Tak. Chciałem, ale role dziś się odwróciły. To ty zabijesz mnie. Wiem jak
bardzo tego pragniesz.
-
Czemu? – wyszeptała zszokowana nagłą zmianą nastawienia mężczyzny. Nie
odpowiedział, tylko pocałował ją nagle w usta, po czym wepchnął w jej dłoń
naładowaną broń. Cofnął się kilka kroków w tył, uśmiechnął szczerze i
wyprostował na boki ramiona, zachęcając ją tym gestem do strzału.
-
Strzelaj Amazonko. Skończ z tym wszystkim raz a dobrze.
Było tak jak zawsze. Przeraźliwy odgłos wystrzały
broni. Zduszony jęk ofiary, żegnającej się z życiem. Zapach prochu drażniącego
nos. Odgłos upadku martwego ciała i krew. Dużo świeżo przelanej krwi. Dziś już
ją o nie bawiło tak jak kiedyś. Dziś chciała, aby do tego nie doszło.
***
Jej nogi przestały dotykać urwiska. Unosiła się w
powietrzu i opadała powoli wprost na ostre skały. Nie przerażała ją myśl, że
zaraz zginie. Chciała, aby pochłonęło ją morze. Tak samo jak uczyniło to
trzynaście lat temu w tym samym miejscu z jej rodzicami.
Człowiek
dla własnego szczęścia zniszczy szczęście innego człowieka.
~
Samantha Rose. Amazonka.
Teraz to mnie zaskoczyłaś. Trochę smutne to zakończenie. Lubię happy endy :(
OdpowiedzUsuńOpowiadanie świetne. Niecodzienne i zaskakujące. Napisane przyjemnym językiem. Tylko zakończenie mi się nie podobało (teraz jest ten moment, kiedy masz wyobrazić sobie smutną minę, a potem płacz).
W pierwszym akapicie, zaraz na początku rozdziału masz 2 razy słowo urwisko. Zmieniłabym to, bo jest to błąd powtórzenia, ale poza tym chyba było wszystko ok.
Tylko dlaczego wszyscy zginęli :'''''( ???
Labirynt myśli też jest taki smutny? Bo nie chcę sobie robić nadziei, a jeszcze się nie zabrałam za to opowiadanie...
Pozdrawiam, życzę więcej tak dobrych opowiadań i w wolnej chwili zapraszam do mnie :)
smoczespojrzenie.blogspot.com
Nie potwierdzę ani też nie zaprzeczę, że Amazonka zginęła pod koniec opowiadania. Pozostawiłam sobie 'otwartą furtkę' w razie gdybym planowała kontynuację tej opowieści w przyszłości.
OdpowiedzUsuń"Labirynt myśli" jest bardziej optymistyczny i nie mam w planach pozabijać wszystkich głównych bohaterów i zakończyć wszystko wielkim rozlewem krwi. Także spokojnie możesz się wciągnąć w opowieść jeśli ci się spodoba.
Dziękuję za komentarz i pozdrawiam.
No w sumie to skoczyła, ale co się stało to czytelnik nie wie.
UsuńCzyli niedługo zabiorę się do nowej lektury, HURRA! :)