Niebo nad Morningside pokryło się
złocistym blaskiem wschodzącego słońca, które odganiało ciemność i chłód nocy.
Z mroku zaczęły się powoli wyłaniać szare budynki miasta, odbijając od szyb
żółtawe promienie słońca, budziły śpiących ludzi, aby mogli rozpocząć kolejny
dzień. Nie minęło kilka sekund, a słońce wyjrzało zza horyzontu i rozpoczęło
swoją codzienną wędrówkę po nieboskłonie. Dotykało swoimi promykami kropel
rosy, osiadłej na trawie i liściach drzew. Zaczynało zwabiać na dachy małe
grupki futerkowych przyjaciół i ogrzewało ich różnokolorowe ciałka, zziębnięte
po nocy spędzonej w ciemnych zaułkach miasta. Miasto powoli zaczynało żyć i
cieszyć się kolejnym ciepłym dniem.
W jednym z bloków, który już dawno
miał za sobą czasy świetności, obudziła się z krzykiem młoda dziewczyna, której
po raz kolejny przyśnił się ten sam koszmar. Tyle, że tym razem był
wyraźniejszy i posiadał więcej szczegółów, które ją przeraziły. Wciągnęła
łapczywie powietrze, próbując się uspokoić. Kiedy poczuła się już dostatecznie
silna, wstała z łóżka i wyjrzała przez okno, co było jej codziennym nawykiem.
Dzielnica była pusta. No prawie. Gdzieś na samym rogu leżała grupka pijaków i
prowadziła miedzy sobą bełkotliwą rozmowę, dzieląc się jedną butelką taniego
wina.
- Wszystko w porządku. Teren czysty. – Amazonka powiedziała
sama do siebie i ruszyła w stronę małej łazienki. Minęła wielkie lustro i
otworzyła drzwi łazienki. Ujrzała małe, ale zadbane pomieszczenie, wyłożone
białymi kafelkami. Podeszła do pobliskiej ściany i oparła o nią czoło. Poczuła przemiłe
zimno i po chwili spokoju westchnęła głęboko. Jej ciało było nadal zdrętwiałe
po nocy, a nerwy zszargane wyśnionym koszmarem, który wciąż powracał. Po chwili
ciszy odepchnęła się dłońmi od kafelek i puściła wodę do wielkiej wanny. Nalała
do niej kilka olejków zapachowych, wrzuciła na drgającą taflę delikatne płatki
róż i zapaliła świece zapachowe na jej brzegach.
Kiedy wanna była pełna, zdjęła z
siebie ponętną bieliznę, upewniając się koniuszkiem największego palca u nogi,
że woda jest wystarczająco ciepła, zanurzyła się w wodzie i poczuła
wypełniającą ją rozkosz. Odetchnęła głęboko i zamknęła oczy. Spokój
opanował jej ciało. Nie trwało to jednak długo. Po upływie dziesięciu minut
złapał ją bardzo bolesny skurcz w prawym udzie, chwilę później też w drugim.
Nachyliła się z wyrazem bólu na twarzy i zaczęła je masować. Nie trwało to
długo, a poczuła, zabierające dech, ukłucie w okolicy serca. Oparła się o wannę
i zamknęła oczy. Chwilę później ogarnęła ją ciemność.
***
- Wiele się tu dzieje – stwierdził rzeczowo Christopher,
patrząc na rozbieganych ludzi. Centrala była pełna funkcjonariuszy policji,
tajnych służb bezpieczeństwa i szpiegów. Każdy z nich został poinformowany już
dawno o planowanym zamachu na prezydenta i teraz starał się jak najlepiej temu
zapobiec. Jednak sam prezydent nie wiedział o tym, co się ma wydarzyć i jak
bardzo zagrożone jest jego życie. - Na pewno siedzi teraz w swoim biurze i
wypełnia jakieś wartościowe papierki i dokładnie przemyśla sobie to, co ma
powiedzieć na konferencji dotyczącej pokoju na świecie. Żałuję jego
nieświadomości. – Chris westchnął głęboko i obrócił się w lewą stronę,
przyjrzał się uważnie swojemu ojcu. Stał w samym rogu sali z laptopem w reku, a
dookoła niego tłoczyła się grupka oficerów policyjnych, którym tłumaczył tajny
plan ochrony prezydenta. Wyglądał bardzo stanowczo, dlatego szesnastolatek był
mocno zdziwiony jego zachowaniem. Rzadko widywał ojca w takim stanie. Jego
ojciec przecież zawsze był beztroski, nie przejmował się żadnym swoim śledztwem
ani nieudaną akcją.
- Widocznie dotarło do niego, że jest to odmienna sytuacja –
stwierdził Chris i uśmiechnął się. Niestety przed jego oczami przeleciał obraz
Amazonki i zmazał radość z twarzy. Chłopak usiadł prosto na krześle i oparł się
rękoma o uda. Zaczął intensywnie analizować zachowanie Samanthy. I
po raz kolejny dochodził do wniosku, że dziewczyna jest nie do rozgryzienia.
Jako Amazonka była bezwzględna, nie liczyła się z ludzkim życiem – robiła to
tylko dla kasy i własnej satysfakcji z dobrze wykonanej roboty. Za to poznana
przez niego osoba, z którą spotykał się przez pewien okres czasu po szkole,
była całkiem inna. Ciągle się śmiała, opowiadała ciekawe anegdoty ze swojego
życia, umiała go zrozumieć i wesprzeć.
- Dlaczego to robiła? – to pytanie ciągle powracało w
przemyśleniach. Bardzo pragnął spotkać się z Samanthą Rose jeszcze raz na
osobności i wyjaśnić wiele nurtujących go pytań, które dotyczyły jej
osoby. Czy kiedykolwiek będzie mu to dane?
- Christopher! Zwijamy się! – usłyszał rozkazujący ton głosu
Marka Hudsona. Zerwał się z krzesła, włożył kurtkę, która wisiała na
niestabilnym wieszaku i opuścił gmach Centrali, podążając za ojcem.
- Chciałbym z tobą porozmawiać Samantho – ten jeden, ostatni
raz. – wymówił niemą prośbę i zamknął za sobą drzwi od sali.
***
- Boże, co się stało?? – syknęła Samantha, otwierając swoje
oczy, które były pełne łez. Uniosła prawa dłoń i pomasowała sobie kark. Nie
wiedziała, ile czasu leżała w takim stanie w wannie. Musiało jednak to trwać
długo, bo woda w wannie wystygła, a jej ciało zmarszczyło się. Wstała
powoli, uwalniając się od mokrej cieczy i zawinęła ciało miękkim ręcznikiem.
Stanęła przy małym lusterku, powieszonym nad umywalką i na swój widok, aż
wciągnęła z sykiem powietrze.
Jej twarz, dotąd bladą, pokrył
rumieniec, koloru rozkwitającej róży. Białe strączki, zwisających koło uszu
włosów, zmieniły swoją barwę na ciemny brąz, dodając rumianej twarzy słodkości
i uroku szesnastoletniej dziewczynki. A oczy? Oczy straciły przerażający blask
i kolor nienaturalnego różu. Zamiast tego patrzyła teraz na świat przez
bladoniebieskie tęczówki. Usta, które od młodego wieku malowała na ciemną
czerwień, nabrały ciepłego połysku czerwieni. Znikły jej twarde mięśnie i siła,
którą się tak chełpiła. Całość prezentowała się nadzwyczajnie. Wyglądała jak
zwykła nastolatka.
- To jest prawdziwa ja? – wymówiła pytanie i usłyszała, ze
jej głos nabrał ciepłej barwy. Nieświadoma, uśmiechnęła się, a jej oczom ukazał
się rząd białych zębów. – Nie wierzę. Wyglądam jak księżniczka.
Podskoczyła w górę, gubiąc przy tym
ręcznik, spoczywający na jej piersiach. Zarumieniła się lekko i popędziła do
szafy. Otwierając ją, dziękowała obleśnemu Chińczykowi za to, że trzymał w
swojej półce odtrutkę, zawierającą jej DNA, które po zmieszaniu się z krwią,
przywróciło jej naturalny wygląd. Wciągnęła na siebie kolorową, letnią
sukienkę, związała włosy w kok i schowała go pod szerokim kapeluszem. Ubrała
sandałki i złapała do ręki białą torebeczkę. Otworzyła ją i włożyła do niej
fałszywe dokumenty, świadczące, że jest jedną z reporterek szanowanej gazety
„Morningside News”, komórkę, kartę kredytową z niewyobrażalną sumą gotówki,
klucze do auta oraz bezbarwny błyszczyk. Rzuciła torebkę w kąt przy drzwiach i
obróciła się z gracją, podziwiając falujące fałdy sukienki. Uśmiechnęła się
szeroko i nie wiadomo dlaczego pisnęła z zachwytu, a jej szczęśliwy głosik
uniósł się ponad chmury.
***
- Słyszałeś to? – zapytał Chris, stojącego obok ojca,
oszołomiony usłyszanym piskiem, którego echo nadal pobrzmiewało w jego uszach.
- Nie, absolutnie nie. – odparł obojętnie Hudson i wrócił do
przerwanego zajęcia.
Przyznam, że uśmiałam się tym rozdziałem xD Spodobał mi się :D
OdpowiedzUsuń