Popatrzyła na umieszczony w
okolicach nadgarstka zegarek. Jego wskazówki mozolnie wlokły się i być może za
kilka chwil, będą mogły poinformować każdego, że wybiła piętnasta. Zakryła
pikające cudeńko rękawem swojego nowego żakietu, który wraz z poszczególnymi
ciuchami i ozdóbkami składał się w jedno i tworzył wyimaginowany obraz
reporterki ze znanej gazety. Westchnęła cicho i zaczęła klepać się po udach,
zakrytych prostą spódnicą aż do kolan koloru nocy. Sprawiając wrażenie
znudzonej, rozglądała się po sali i bacznie badała każdy centymetr. Już teraz
wiedziała, że oprócz niepozornie wyglądających strażników przy wejściu, którzy
sprawdzali każdego wychodzącego i wchodzącego do sali oraz kilku ochroniarzy,
krążących wokół z czarnymi okularami, w każdym kącie czaił się człowiek Tajnych
Służb. Ukryci pod przebraniami reporterów (tak jak ona), udawali niewinnych
turystów (co było głupie, bo nikogo takiego do sali nie wpuszczano) oraz
zamieniali się w chodzące donice z kwiatami i starali się wtopić w tło kafelek
i rysunków naściennych.
Takie zabezpieczenie było dla
Amazonki rzeczą żałosną i łatwą do odkrycia. Podejrzewała, że pozostała
dziewiątka wpadnie na to, od razu po wejściu tutaj. Jednak zastanawiała się jak
wejdą? Najprostsza droga, czyli otwory wentylacyjne były zabezpieczone od
zewnątrz i wyposażone w kamery od wewnątrz, co dokładnie sprawdziła, zanim
weszła do sali. Setki drzwi, które otaczały wielką aulę w stylu romańskim, były
zamknięte na klucz i chronione przez strażników, którzy niby podziwiali,
ustawione niedaleko posągi, w których tak naprawdę ukryto broń do walki z
przestępcami. Ale zwykły zamek czy strażnik nie stanowił dla wyszkolonego
zabójcy problemu. Zamek był prostym urządzeniem do rozbrojenia, a i zwykłego
strażnika można było uśpić lub w najgorszym wypadku udusić i zamienić się z nim
na miejsca. Wtedy wszystko byłoby już z górki.
Pozostały jeszcze dwie drogi
dostania się na Konferencję. Pierwszą drogą były przewody kanalizacyjne,
umieszczone pod salą, o których nie wiedzieli strażnicy – i jak sądziła
Amazonka – detektywi też. Zabójca mógł się dostać kilka godzin wcześniej i
ukryć się w jakimś zakamarku, czekając na odpowiedni moment do ataku. Drugą
drogę stanowiły małe okienka, które nie były tak bacznie obserwowane jak cała
reszta. Były zbyt małe, aby można się było przez nie dostać jednak dla
człowieka o wysokim ilorazie inteligencji były pikusiem, w drodze do
osiągnięcia wyznaczonego celu. Sama Amazonka wiedziała, ze można było je
powiększyć wcześniej i ukryć pod osłoną małego rysunku dokładnej repliki okna,
a na czas dostać się w kilka sekund do środka.
Jednak Samantha wolała nie próbować
żadnych „cudownych” sztuczek złodziejskich, wybrała bardzo prostą drogę.
Siedząc w piątym rzędzie i mając po swojej lewej stronie jakąś rozdrganą
trzydziestolatkę z telefonem w ręku, wiedziała, że nie była w kręgu
podejrzanych. Bo kto by wymyślił, że zabójczyni zmieni się nie do poznania,
przywdzieje strój wyidealizowanej panieneczki, która czeka na okazję, aby z
kogoś zadrwić? Nikt. To pewne.
Rozejrzała się znów po sali i jej
wzrok skierował się ku rododendronowi po jej prawej stronie. Jeszcze wczoraj,
tuż po zmyślnym przebraniu się, jako zwykła turystka z bandą dzieciaków,
przedostała się do środka i ukryła broń pod prowizoryczną donicą. A później
jakby niby nic wyszła, a nikt nie widział w tym zachowaniu czegoś dziwnego. A
po dzisiejszej zmianie wyglądu, strażnicy, których wczoraj spotkała, nie
poznali jej. To był jeden z wielu plusów nowego wizerunku Samanthy.
Zaczęła tupać obcasem o kamienną
posadzkę, przysłuchując się jego stłumionemu echu. Kobieta obok zakasłała
nerwowo. Wszystko było w porządku. Do czasu.
Kiedy obróciła się w prawą stronę,
ujrzała wysokiego chłopaka o brązowej czuprynie i cudnie brązowych oczach,
które odbijały refleksy światła i przypominały tym samym bursztyn. Ubrany był
na luzacko. Jasna kamizelka z dwoma wielkimi guzikami kontrastował z
ciemnopomarańczową koszulą w cieniutkie, białe, poziome paski. Jasne jeansy
opinały się wokół jego ud i łydek, uwydatniając tym samym mięśnie
nóg, a czarne buty błyszczały się jakby ktoś je dopiero co wypolerował, nadając
całemu wyglądowi elegancji. W ręku trzymał notes, a za uchem ołówek.
Z uprzejmym „Dzień Dobry” usiadł
obok i westchnął. Sam poczuła dreszcze, a zapach eleganckich perfum dotarł do
jej nosa. Zarumieniła się - nie z zażenowania, ale ze złości. Co za
dupek mógł pozwolić, aby Christopher była takim miejscu?
***
Chris przyjrzał się dobrze sąsiadce
i po jej lekkim rumieńcu stwierdził, że krepuje ją jego towarzystwo. On też
czuł się nieswojo w tym wyglancowanym wdzianku, które miało mu nadać wygląd
luzackiego reportera, który poszukuje sensacji i błędów samego prezydenta. Nie
był zadowolony z tego, że ojciec wystawił go na tak łatwy cel. Nie czuł strachu
lecz złość, która gotowała się w jego wnętrzu.
- Wyrzucił mnie z kabiny monitorowania jak śmiecia i wysłał
na poligon – stwierdził, a na jego twarzy pojawił się przebrzydły uśmieszek.
Panna obok nieznacznie wzdrygnęła. – Co z nią?
Przyjrzał się jej uważnie, wdychając
perfumy Chanel no. 5, które unosił się wokół jej osoby. Była bardzo seksowna,
ale nieco zbyt skrępowana tym całym tłumem i zamieszaniem. Zdziwiło go to.
Przecież dziennikarz nie bał się tłumu, nie przeszkadzał mu tłok, szepty i
wrzaski.
- Może dopiero zaczyna? - pomyślał i jego wzrok powędrował w
stronę trybuny, gdzie za chwilę miał stanąć prezydent i wypowiedzieć słowa,
które miały przejść do historii. Panienka obok zerknęła na zegarek i westchnęła
z ulgą. Wybiła 15:30, a w sali rozbrzmiał hymn narodowy Ameryki, który zmusił
wszystkich do powstania. Wielkie drzwi w barwach flagi narodowej otworzyły się,
a zza nich wyszło dwóch ochroniarzy muskularnej postury, których Samantha w
myślach nazwała „bysiorami”. Za nimi szło dwóch chuderlawych osobników z
bronią, ukrytą pod pazuchą i ręką gotową by ją wyjąć. Potem na sale
wszedł prezydent Stanów Zjednoczonych, otoczony z dwóch stron kolejną porcją
„bysio rowskich” osobników. Pomachał wesoło do tłumu, a jego kozia, siwa bródka
zadrżała pod wpływem sztucznego uśmiechu, który wpełzł niczym żmija mu na
twarz. Rozbłysły blaski fleszy i zaszczebiotały aparaty.
- Prezydent jest. A gdzie zabójcza dziewiątka moich
współtowarzyszy? – sapnęła Sam, bazgroląc coś w notesie dla niepoznaki.
Widziała, ze Chris bacznie ją obserwuje. – Czyżby zmienili plan? Nie zrobili by
tego tak nagle. Chyba, że … - zachłysnęła się powietrzem – Chyba, ze chcieli mnie
oszukać. Ale po co?
Usłyszała cichy szelest materiału za
sobą. Powoli obróciła się do tyłu i ujrzała jak za nią siada Rubinek, z którą
rozmawiała jeszcze nie dawno o rodzinie. Pod pazuchą jej bluzy był wyraźnie
widoczny zarys broni, która dygotała w roztrzęsionej dłoni.
- Dlaczego? – szeptała ze smutkiem Amazonka – Czy aby na
pewno tego chciałaś? Nie wolałaś zostać z rodziną i żyć?
Samantha wróciła do dawnej pozycji i
wsłuchała się w starcze biadolenie prezydenta, który był zwierzchnikiem całej
Akademii przez tyle lat.
- … dla dobra ogółu i całego świata, powinniśmy zadbać, aby
każde z miejsc, które odwiedzamy i w których żyjemy, stały się bezpieczniejsze
dla nas i przede wszystkim naszych dzieci – nowego pokolenia, które poprowadzi
nasz kraj w przyszłości.
- Ten to wie jak utrzymać bezpieczeństwo w kraju – prychnęła
sarkastycznie pod nosem Sam, a siedzący tuz obok Chris uniósł pytająco brew.
- Niby jej nie znam, ale przypomina mi kogoś, kogo utraciłem
– pomyślał przez ułamek sekundy.
***
Dwadzieścia
minut później …
- Dla dobra narodu, w tym miejscu, ja Albert Kristian Knight
ogłoszę teraz listę osób, które były wynajmowane jako płatni zabójcy do
zabijania naszych pobratymców. Ludzie ci działali w podziemiu i szerzyli
przestępczość na wielką skalę. Ich imiona i nazwiska pochodzą z niedawno
odnalezionej listy, którą odnaleźli w starych barakach na końcu miasta Służby
Bezpieczeństwa Narodowego.
Po tych słowach tłum na sali zamarł
i w ciszy próbował „przetrawić” przed chwila wypowiedziane słowa. Za to
Samantha wpatrywała się w prezydenta coraz to intensywniejszym wzrokiem, życząc
mu w duszy długiej i bolesnej śmierci. Siedzący obok Christopher dopiero teraz
poskładał sobie wszystkie części tej układanki i pojął powód ataku zabójców.
Zemsta.
- Do osób, które sprzeniewierzyły się naszemu krajowi
należą: Co … przemowę przerwał przeraźliwy krzyk kobiety, siedzącej obok
Amazonki. Samantha udając wystraszoną, poleciała na Chrisa i razem wylądowali
na podłodze. Dobrze wiedziała, że przy karku krzyczącej kobiety spoczywa broń,
trzymana przez rozdygotane ręce Rubina. Nie wiadomo skąd wyłonili się
pozostali, lekko zniesmaczeni przed wczesnym rozpoczęciem akcji. Rozpętało się
piekło, przelane ludzka krwią i dźwiękiem wciąż od nowa ładownego magazynku.
Coraz lepsza jest ta historia :D
OdpowiedzUsuńNie mogę doczekać się kolejnego rozdziału (kit, że zacznę go czytać za jakieś 10 sekund xD)