Białe sportowe auto ze
świstem wjechało na teren pokryty starym żwirem, gdzie umieszczone były ciasno
obok siebie zardzewiałe hangary, pokryte blachą. Wszystkie były prawie
identyczne, a jedyne co je różniło to miejsca, które pokrywała bardzo silna
rdza. Blacha na hangarach lśniła od promieni słonecznych, rażąc każdego, kto
ośmielił się wkroczyć na ten zakazany teren. Miejsce, gdzie stały blaszane
domki, otaczał mur z drucianej kratki. Nigdzie nie było widać żadnych oznak
życia, żadnego drzewa, żadnego ukrytego szeptu. Teren był czysty.
Samantha wysiadła z
auta, zamykając drzwi z trzaskiem. Dwa krótkie dźwięki poinformowały ją, że
pojazd został zamknięty i zabezpieczony przed złodziejami. Założyła więc swoje
ciemne przeciwsłoneczne okulary na nos, z kokieterią odsunęła spadające na czoło
kosmyki białych włosów i stanowczo ruszyła w stronę hangaru z zardzewiałym
numerem 7 na drzwiach. Szła bez żadnego strachu, ponieważ teren ten
był dla niej znany. Tutaj mieszkała tuż po śmierci rodziców, tutaj uczyła się
od swoich mistrzów jak walczyć i zabijać, tutaj znalazła złudne pocieszenie i
opiekę, której jako małe dziecko bardzo potrzebowała.
Idąc w stronę
„siódemki”, przypominała sobie jak bardzo nienawidziła tego miejsca. Mimo, że
było dla niej domem, przeżyła w nim wiele przykrych chwil. Dobrze pamiętała
jakie zostawały przypisywane jej po każdej nieudanej próbie strzału, po każdej
porażce w sali walk, gdzie musiała walczyć o swoje życie ze starszymi od niej i
dużo silniejszymi osobami. Jeszcze słyszała śmiech dziewczyn, które wyśmiewały
się z jej włosów, cery czy sposobu ubierania. Jeszcze czuła na sobie wzrok
chłopaków, którzy z odrazą omijali ją, gdyż uznawali, że nie jest jedną z nich.
Nagle Sam się
uśmiechnęła, a był to uśmiech szaleńca, który zrobił coś strasznego. Przed
oczami stanął jej obraz tamtych dni, kiedy to Rektor tej nielegalnej instytucji
powiedział im, że od dziś mają walczyć w tym miejscu o swoje życie i o pracę,
którą im oferował. Od tego dnia mogli bez żadnej przyczyny dręczyć, łamać
kości, a nawet zabijać ludzi, z którymi mieszkali. To był istny obłęd. Jednego
dnia rozmawiała z ludźmi, którzy w miarę możliwości byli jej bliscy, a drugiego
patrzyła jak ich ciała leżą na tym żwirowym placu i patrzą w przestrzeń pustym
wzrokiem. Ból tamtych dni powracał nieustannie, być może dlatego przetrwała,
dlatego została w ostatniej dziesiątce ubrudzonych uczniów krwią, którzy
wyzbyli się uczuć.
Pchnęła z wrodzoną
elegancją prawą dłonią stalowe drzwi i weszła do ciemnego pomieszczenia. Czuła
stary zapach smaru oraz starej krwi. Na samym środku sali stały ustawione w
półkolu metalowe krzesła, które dobrze pamiętała z dzieciństwa. Siadały na nich
dzieci, które nie odnosiły żadnych sukcesów ani poprawy w walce czy w sztuce
strzelania. Wiele razy na nich siadała i zostawała wyśmiewana. Wstyd i ból
przepływały przez jej ciało. Na krzesłach w tej chwili siedziała dziewiątka
nastoletnich zabójców bez serca. Ona była dziesiątą. Każdy z nastoletnich
zabójców miał ten sam obojętny wyraz twarzy i ten sam wzrok zamglony przez ból
i rozpacz dziecka, które chce się uwolnić z pułapki.
Usiadła spokojnie na
ostatnim wolnym krześle i milczała jak pozostali. Nikt się nie ruszał, nikt nic
nie mówił ani nie szeptał, a ich oddechy były bardzo ciche i powolne. Każdy
patrzył się przed siebie, czekając na Rektora z wrodzoną cierpliwością. Gdyby
ktoś teraz wszedł do hangaru, ujrzałby wpatrzone w niego oczy o
nieludzkich kolorach czerni, brązu, fioletu, różu i żółci. Patrzyłby na
ustawionych w tej samej pozycji ludzi, którzy nie widzą przed sobą przyszłości
i którzy istotnie jej nie mieli.
Po długiej chwili
milczenia drzwi hangaru otworzyły się, a do sali wszedł siwowłosy mężczyzna,
ubrany w ciasny, czarny garnitur i muszkę, która niebezpiecznie ściskała jego
szyję. W ręce trzymał niewielką aktówkę koloru zgniłej żółci, a na jego twarzy,
pokrytej zmarszczkami, pojawił się zimny i sztuczny uśmiech.
- Witam wszystkich. – powiedział lodowatym
głosem, zatrzymując się przed nimi. – Jak się macie? – odpowiedziały mu tylko
zamglone kolorowe oczy, czym mężczyzna raczej się nie przejął. – Pewnie
zastanawiacie się, po co tu was zwołałem. Otóż tuż po tym, gdy nasz ukochany
prezydent zrezygnował z naszych usług na rzecz podrzędnych policyjnych
wymiotów, postanowiłem, że od teraz będziecie działać na własną rękę. Każdy z
was dostanie listę osób, które potrzebują naszych usług bardziej niż ten
podrzędny polityk. Jeśli uda wam się wytrwać u boku nowych „właścicieli” więcej
niż pół roku, pozwolę wam na założenie własnej instytucji podobnej do tej –
wskazał ręką na hangar i omiótł go wzrokiem – Ale za nim to nastąpi mam dla was
jeszcze jedną, ostatnia misję, którą otrzymacie od moich rąk.
Wskazał na aktówkę,
poczym wyciągnął z niej zdjęcie prezydenta w formacie kartki A4.
- Prezydent zrezygnował z naszych usług, a co za
tym idzie dla własnego bezpieczeństwa, wyda wasze akta FBI. Będziecie
poszukiwani przez policję na całym świecie, dlatego też informuję was, że
musicie zmienić swój wygląd i miejsce zamieszkania. Oraz …
Popatrzył wzrokiem
zmęczonego starca na grupę nastolatków, których sam wyszkolił i wychował jak
własne dzieci. Poczuł jak jego skamieniałe serc kruszy się na miliony kawałki,
zadając mu potworny ból. Powstrzymując łzy, dokończył:
- Musicie zabić prezydenta, który dopuścił się
tego, aby takie dzieci jak wy żyły na tym świecie.
***
- Amazonko? – usłyszała za sobą cichy
szept. – Zostań.
Rektor akademii
popatrzył na nią surowym, lecz niezwykle czułym wzrokiem.
- Wiem czego dokonałaś w tym miesiącu. Wiem co
zrobiłaś. I proszę cię o jedno. – westchnął cicho, jakby słowa sprawiały mu
ból. – Nie wyzbywaj się uczuć, które do ciebie wracają. Wiem, ze nie jesteś
bezduszną osobą. Wróć do tego co było przed tym potwornym miejscem, wróć do
własnego dzieciństwa.
- To będzie trudne, ale postaram się Rektorze. –
odparła, czując nieznany jej wstyd.
- I słonko. Mogę prosić cię o jeszcze jedno??
Tego wieczoru w hangarze
numer 7 można było usłyszeć głośny strzał z broni oraz jęk serca, które nagle
zaczęło wybudzać się z kamiennego transu i czuć.
Nie jestem jakimś szczególnym znawcą ani koneserem, ale ten rozdział był słaby. Wydanie akt FBI i chęć zemsty na prezydencie jest jak najbardziej w porządku, ale to z tymi uczuciami jest... nawet nazwać tego nie umiem. Nie na miejscu? Dziwne?
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że ta sprawa rozjaśni się trochę w kolejnych rozdziałach :)