14 lipca 2016

Amazonka #9



Białe sportowe auto ze świstem wjechało na teren pokryty starym żwirem, gdzie umieszczone były ciasno obok siebie zardzewiałe hangary, pokryte blachą. Wszystkie były prawie identyczne, a jedyne co je różniło to miejsca, które pokrywała bardzo silna rdza. Blacha na hangarach lśniła od promieni słonecznych, rażąc każdego, kto ośmielił się wkroczyć na ten zakazany teren. Miejsce, gdzie stały blaszane domki, otaczał mur z drucianej kratki. Nigdzie nie było widać żadnych oznak życia, żadnego drzewa, żadnego ukrytego szeptu. Teren był czysty.

Samantha wysiadła z auta, zamykając drzwi z trzaskiem. Dwa krótkie dźwięki poinformowały ją, że pojazd został zamknięty i zabezpieczony przed złodziejami. Założyła więc swoje ciemne przeciwsłoneczne okulary na nos, z kokieterią odsunęła spadające na czoło kosmyki białych włosów i stanowczo ruszyła w stronę hangaru z zardzewiałym numerem 7 na drzwiach.  Szła bez żadnego strachu, ponieważ teren ten był dla niej znany. Tutaj mieszkała tuż po śmierci rodziców, tutaj uczyła się od swoich mistrzów jak walczyć i zabijać, tutaj znalazła złudne pocieszenie i opiekę, której jako małe dziecko bardzo potrzebowała.

Idąc w stronę „siódemki”, przypominała sobie jak bardzo nienawidziła tego miejsca. Mimo, że było dla niej domem, przeżyła w nim wiele przykrych chwil. Dobrze pamiętała jakie zostawały przypisywane jej po każdej nieudanej próbie strzału, po każdej porażce w sali walk, gdzie musiała walczyć o swoje życie ze starszymi od niej i dużo silniejszymi osobami. Jeszcze słyszała śmiech dziewczyn, które wyśmiewały się z jej włosów, cery czy sposobu ubierania. Jeszcze czuła na sobie wzrok chłopaków, którzy z odrazą omijali ją, gdyż uznawali, że nie jest jedną z nich.

Nagle Sam się uśmiechnęła, a był to uśmiech szaleńca, który zrobił coś strasznego. Przed oczami stanął jej obraz tamtych dni, kiedy to Rektor tej nielegalnej instytucji powiedział im, że od dziś mają walczyć w tym miejscu o swoje życie i o pracę, którą im oferował. Od tego dnia mogli bez żadnej przyczyny dręczyć, łamać kości, a nawet zabijać ludzi, z którymi mieszkali. To był istny obłęd. Jednego dnia rozmawiała z ludźmi, którzy w miarę możliwości byli jej bliscy, a drugiego patrzyła jak ich ciała leżą na tym żwirowym placu i patrzą w przestrzeń pustym wzrokiem. Ból tamtych dni powracał nieustannie, być może dlatego przetrwała, dlatego została w ostatniej dziesiątce ubrudzonych uczniów krwią, którzy wyzbyli się uczuć. 

Pchnęła z wrodzoną elegancją prawą dłonią stalowe drzwi i weszła do ciemnego pomieszczenia. Czuła stary zapach smaru oraz starej krwi. Na samym środku sali stały ustawione w półkolu metalowe krzesła, które dobrze pamiętała z dzieciństwa. Siadały na nich dzieci, które nie odnosiły żadnych sukcesów ani poprawy w walce czy w sztuce strzelania. Wiele razy na nich siadała i zostawała wyśmiewana. Wstyd i ból przepływały przez jej ciało. Na krzesłach w tej chwili siedziała dziewiątka nastoletnich zabójców bez serca. Ona była dziesiątą. Każdy z nastoletnich zabójców miał ten sam obojętny wyraz twarzy i ten sam wzrok zamglony przez ból i rozpacz dziecka, które chce się uwolnić z pułapki.

Usiadła spokojnie na ostatnim wolnym krześle i milczała jak pozostali. Nikt się nie ruszał, nikt nic nie mówił ani nie szeptał, a ich oddechy były bardzo ciche i powolne. Każdy patrzył się przed siebie, czekając na Rektora z wrodzoną cierpliwością. Gdyby ktoś teraz wszedł do hangaru, ujrzałby  wpatrzone w niego oczy o nieludzkich kolorach czerni, brązu, fioletu, różu i żółci. Patrzyłby na ustawionych w tej samej pozycji ludzi, którzy nie widzą przed sobą przyszłości i którzy istotnie jej nie mieli.

Po długiej chwili milczenia drzwi hangaru otworzyły się, a do sali wszedł siwowłosy mężczyzna, ubrany w ciasny, czarny garnitur i muszkę, która niebezpiecznie ściskała jego szyję. W ręce trzymał niewielką aktówkę koloru zgniłej żółci, a na jego twarzy, pokrytej zmarszczkami, pojawił się zimny i sztuczny uśmiech.

- Witam wszystkich. – powiedział lodowatym głosem, zatrzymując się przed nimi. – Jak się macie? – odpowiedziały mu tylko zamglone kolorowe oczy, czym mężczyzna raczej się nie przejął. – Pewnie zastanawiacie się, po co tu was zwołałem. Otóż tuż po tym, gdy nasz ukochany prezydent zrezygnował z naszych usług na rzecz podrzędnych policyjnych wymiotów, postanowiłem, że od teraz będziecie działać na własną rękę. Każdy z was dostanie listę osób, które potrzebują naszych usług bardziej niż ten podrzędny polityk. Jeśli uda wam się wytrwać u boku nowych „właścicieli” więcej niż pół roku, pozwolę wam na założenie własnej instytucji podobnej do tej – wskazał ręką na hangar i omiótł go wzrokiem – Ale za nim to nastąpi mam dla was jeszcze jedną, ostatnia misję, którą otrzymacie od moich rąk. 

Wskazał na aktówkę, poczym wyciągnął z niej zdjęcie prezydenta w formacie kartki A4.

- Prezydent zrezygnował z naszych usług, a co za tym idzie dla własnego bezpieczeństwa, wyda wasze akta FBI. Będziecie poszukiwani przez policję na całym świecie, dlatego też informuję was, że musicie zmienić swój wygląd i miejsce zamieszkania. Oraz …

Popatrzył wzrokiem zmęczonego starca na grupę nastolatków, których sam wyszkolił i wychował jak własne dzieci. Poczuł jak jego skamieniałe serc kruszy się na miliony kawałki, zadając mu potworny ból. Powstrzymując łzy, dokończył:

- Musicie zabić prezydenta, który dopuścił się tego, aby takie dzieci jak wy żyły na tym świecie.

***

- Amazonko?  – usłyszała za sobą cichy szept. – Zostań.

Rektor akademii popatrzył na nią surowym, lecz niezwykle czułym wzrokiem.

- Wiem czego dokonałaś w tym miesiącu. Wiem co zrobiłaś. I proszę cię o jedno. – westchnął cicho, jakby słowa sprawiały mu ból. – Nie wyzbywaj się uczuć, które do ciebie wracają. Wiem, ze nie jesteś bezduszną osobą. Wróć do tego co było przed tym potwornym miejscem, wróć do własnego dzieciństwa.

- To będzie trudne, ale postaram się Rektorze. – odparła, czując nieznany jej wstyd.

- I słonko. Mogę prosić cię o jeszcze jedno??
Tego wieczoru w hangarze numer 7 można było usłyszeć głośny strzał z broni oraz jęk serca, które nagle zaczęło wybudzać się z kamiennego transu i czuć.

1 komentarz:

  1. Nie jestem jakimś szczególnym znawcą ani koneserem, ale ten rozdział był słaby. Wydanie akt FBI i chęć zemsty na prezydencie jest jak najbardziej w porządku, ale to z tymi uczuciami jest... nawet nazwać tego nie umiem. Nie na miejscu? Dziwne?
    Mam nadzieję, że ta sprawa rozjaśni się trochę w kolejnych rozdziałach :)

    OdpowiedzUsuń