14 lipca 2016

Amazonka #8



Nieświadomie objął ją i przyciągnął do siebie, czując dziwne zadowolenie z ciepła, które otaczało jej ciało. Czuł jak raz po raz jej ciało dygocze pod wpływem szlochu, a ręce drżą jakby klęczała w wielkiej zaspie zimnego śniegu od wielu lat. W głowie szalały mu przedziwne myśli i uczucia. Raz chciał ją przytulić mocniej, ofiarować jej całą swoja duszę tylko po to, aby przestała płakać. Przez kilka sekund chciał, żeby zapomniała o tym, co ją spotkało w dzieciństwie. Chciał odnaleźć tych ludzi, którzy doprowadzili ta niewinną istotę do takiej przepaści i nie dali jej wyboru, czy ma skoczyć, czy odwrócić się i odejść. Po kilku minutach zapomniał z kim ma do czynienia. Ogarnęła go złość, jakiej jeszcze nigdy nie czuł, wielka chęć pomocy bez racjonalnego podania przyczyny. Zdusił swoją intuicję i zagonił w kąt, a sam zdał się na przedziwne uczucie, które go otaczało.

- Pomogę ci ich odnaleźć, pomogę ci się zemścić za rodzinę. Pomogę. – szeptał cicho tuż obok jej ucha, chcąc ją pocieszyć i dać nadzieję, której nikt jeszcze jej nie ofiarował. Zaczął głaskać ją delikatnie po plecach, ciągnąc nieświadomie kilka kosmyków jej białych włosów.

Nagle usłyszał delikatny dźwięk, jakby ktoś ciągnął maleńkim ostrzem po kamieniu. Poczuł jak Amazonka się poruszyła i zanim zdążył zareagować, srebrne ostrze wbiło mu się w brzuch. Wielka fala bólu i mdłości ogarniała jego ciało, powodując, że nie mógł się poruszyć ani wydać z siebie żadnego dźwięku. Z trudem podniósł głowę i popatrzył na Amazonkę, która sprawnym ruchem wyciągnęła ostrze i wbijając je po raz drugi w bezwładne ciało, odepchnęła chłopaka z szaleńczym uśmiechem.

- Ty naprawdę jesteś głupcem – stwierdziła, podchodząc do niego. Podniosła nogę i bez wahania uderzyła go w zakrwawiony brzuch. Christopher krzyknął, a jego głos poniósł się echem po blaszanym dachu. – Krzycz, krzycz. Nikt cię nie usłyszy. Trzeba było zostać w domu i bawić się klockami, a nie udawać super detektywa. 

Odepchnęła jego ciało nogą w bok i ruszyła ku krawędzi dachu. Zanim zdążył otworzyć oczy, już jej nie było. Ostatnie, co usłyszał to pisk opon odjeżdżającego auta.

***

Jasne światło wdzierało się bez zaproszenia do małej salki o błyszczącym odcieniu bieli. Równie biała firanka powiewała na delikatnym wietrze, ocierając się lekko o pomalowaną wapnem ścianę. Po prawej stronie okna stał mały, biały stoliczek z długim bezbarwnym flakonem, o który zahaczała firanka. We flakonie lekko zwiędnięte róże starały się urozmaicić jakoś ten bezmyślny wystrój pokoju. Po całej sali roztaczały delikatny zapach świeżych łąk i nieba tylko po to, aby zdusić śmierdzący zapach szpitalnego jedzenia.

Na środku sali, na łóżku z białą pościelą leżał Chris - uśpiony z grymasem bólu na twarzy. Sprawiał wrażenie jakby to, co właśnie przeżył, było błahostką, którą obdarowało go nastoletnie życie. Obok na pokrzywionym taborecie, z którego odpadała stara farba, siedział jego ojciec z rękoma opartymi o łóżko. Hudson rozmyślał o tym, jak blisko była Amazonka i na jakie niebezpieczeństwo naraził swojego syna. Gdyby nie ta zakochana parka, która chciała mieć odrobinkę prywatności na dachu, nie znalazła jego syna, pewnie siedziałby teraz w kostnicy i wyrywałby sobie włosy z głowy, ze łzami oskarżające siebie za taki rodzicielski błąd.

Drzwi otworzyły się. Do sali wszedł lekarz, ubrany w biały kilt. W ręce trzymał podkładkę z kilkoma kartkami wypełnionymi małym druczkiem. Ze sztucznym uśmiechem podszedł do pacjenta i zaczął sprawdzać mu puls. Po kilku minutkach odwrócił się do detektywa i powiedział:

- Chłopak miał cholerne szczęście. Ten, co mu to zrobił, nie miał zbytnio cela i wbił my nóż pomiędzy żebra. Żaden organ w jego ciele nie został uszkodzony.

- Widocznie nad moim synem ktoś czuwał. – odparł. Odgarnął z czoła Christophera jego jasnobrązowe kosmyki włosów i westchnął cicho. Szepnął sam do siebie, czując jak zaciska prawą rękę w pięść.– Nawet wiem, kto tym kimś był.

***

Jechała autostradą, mijając niedzielnych kierowców. Nie miała czasu na wolną, relaksującą jazdę za tymi ślimakami. Wszyscy już na nią czekali w Zgromadzeniu, a pozwolenie im na jeszcze dłuższe czekanie, raczej nie przyniosłoby jej żadnej chluby. Wolała nie doprowadzać Szefa do rozstrojenia nerwów, chociaż i tak już był na nią ostro wściekły. Wyczuwała to w jego głosie, gdy sam osobiście pofatygował się, aby do niej zadzwonić i powiadomić ją o nadzwyczajnym zabraniu. Coś czuła, że będzie jednym z czołowych tematów tego dnia.

Wyprzedziła małego garbuska koloru zgniłej żółci i nacisnęła pedał gazu. Nie miała czasu do stracenia. Wczorajsze wydarzenia nadal kłębiły jej się w głowie, nadają przedziwne uczucia. To co zrobiła było bezmyślne.

- Powinnam była go zabić! – wrzasnęła sama na siebie. – Nie musiałabym teraz ukrywać tego idiotę przed Zgromadzeniem. Boże! Dlaczego ja to zrobiłam? Dlaczego go nie wykończyłam?

Uderzyła pięścią o kierownicę. Mały różowy misiek z serduszkiem, powieszony na złocistym sznureczku na lusterku wstecznym, zakołysał się delikatnie pod wpływem je szybkiego manewru.

- Coś jest nie tak z tym chłopakiem. Powoduje, że trącę nad sobą panowanie i zapominam, kim tak naprawdę jestem. Dlaczego, aż tak bardzo zależy mi na tym debilu???

Uderzyła mocno głową o kierownicę. Klakson wydał z siebie głośny krzyk. Nacisnęła jeszcze mocniej pedał gazu, aż wskazówka na jej liczniku przekroczyła 160 km/h. Ze świstem mijała inne auta. A za nią podążał jej własny szept: „Dlaczego?”.

1 komentarz:

  1. Jestem ciekawa jak ta sytuacja się rozwinie.
    Głupi ludzie, szczęście? Jeśli zawodowy morderca chce cię zabić, to koniec z tobą i tyle ;)

    OdpowiedzUsuń