- Ona nie jest wcale
taka zła – pomyślał sobie Chris, siedząc przy stoliku z wielkim kolorowym
parasolem przed kawiarenką i czekając, aż Samantha kupi deser lodowy dla nich.
Siedział i rozmyślał nad tym jak spędził dzisiejszy dzień i jak zachowywała się
Amazonka. Ona była jednak zwykłą nastolatką, pełną humoru i tryskającą energią.
Szybko znaleźli wspólne tematy do rozmowy. Rozmawiając z nią, Christopher czuł
się, jakby przed nim siedział zaufany przyjaciel, który go doskonale rozumie.
Wszyscy, których znał ze szkoły, zachowywali się niedojrzale, nie mógł znaleźć
z nimi wspólnego języka. Przy niej stawał się bardziej otwarty i musiał się
powstrzymywać, aby nie wygadać jej wszystkiego, co wie na jej temat. Było to
dla niego o tyle trudne, że Samantha zadawała bardzo podchwytliwe pytania,
które musiał ominąć z gracją, nie zdradzając swoich zamiarów. Ale nie tylko on
tak się czuł.
***
Samantha, stojąca w kolejce po
deser, też nad tym sporo rozmyślała. Z niewiadomych jej powodów bardzo polubiła
tego nieco nierozgarniętego, ale bardzo odpowiedzialnego chłopaka. Znalazła w
końcu kogoś, kto ją rozumiał nawet, gdy odpowiadała półsłówkami. W rozmowie z
nim mogła spokojnie wtrącać hiszpańskie słowa, które zostały jej jeszcze z
czasów dzieciństwa, kiedy jej matka, rodowa hiszpanka z krwi i kości, starała
się jakoś przemycić do jej umysłu trochę swojej ojczyzny. Na wspomnienie tych
czasów, Samantha poczuła nieprzyjemny ucisk w brzuchu i rosnącą gulę w gardle.
- Nie będę płakała. –
odparła z przekonaniem i zamówiła desery. Zapłaciła i wyszła ze znaną kocią
gracją na taras kawiarenki. Usiadła przy stoliku i popatrzyła na brązowowłosego
chłopaczka, który odwrócony do niej plecami, patrzył na pobliską krzyżówkę.
Światło na jezdni zmieniło się na zielone i warkoczące auta ruszyły z żółwią
prędkością po gorącym asfalcie.
- Ty marzyciel, masz!
– zawołała do Chrisa i podsunęła mu lody czekoladowo-waniliowe ze srebrną
łyżeczką pod nos. Chłopak odwrócił się do niej z nieco zniesmaczoną miną.
- Ble. Nie lubię
wanilii. – odparł i popatrzył na reakcje dziewczyny.
- A ja czekolady. –
odparła z dziecięcą szczerością. Uśmiechnęła się i zaczęła patrzeć na niego z
wesołymi iskierkami w głosie.
- Co? – zapytał
zdezorientowany chłopak.
Samanta wzięła do ręki swoją srebrna
łyżeczkę i zamachnęła się, porywając z kubka Chrisa nieco waniliowego nieba.
Włożyła łyżeczkę do ust i wydała z siebie cichy pomruk zadowolenia.
- Ejj!!! Tak nie
można. – zawołał Chris i zrobił to samo co ona.
***
- Dzięki. Ten dzień
był naprawdę przyjemny. – powiedziała, stojąc na stacji metra.
Chłopak uśmiechnął się nieśmiało. Nagle usłyszał cichy dźwięk dzwonka telefonu.
Sam wyciągnęła z kieszeni swoich ciemnych jeansów jasnoróżową komórkę z klapką
i otworzyła ją.
- Halo? - zapytała. Zrobiła skupioną minę i
zakryła na chwilę głośnik telefonu. – Przepraszam – szepnęła w jego stronę i
oddaliła się nieco.
Chłopak przypomniał sobie o swojej
misji. Wyciągnął z małej kieszeni swojej torby niewielkie urządzenie i włożył
je sobie do prawego ucha. Nacisnął i usłyszał:
- Agencja modelek.
San Salvadore. Dzisiaj. Na letnim pokazie ubrań. Uwiń się z tym do dwudziestej.
- Jasne. – odparła
Amazonka i zamknęła klapkę. Na stację podjechał pociąg z numerem 105.
Dziewczyna wskoczyła do niego, pomachała Chrisowi i krzyknęła: - Do zobaczenia
jutro w szkole.
***
- Jesteś pewny? –
zapytał się detektyw swojego syna. – Na pewno dzisiaj w „San Salvadore”?
- Jestem pewny jak
tego, że mam na imię Christopher Ray. – odparł z przekonaniem chłopak.
- Ale skąd to wiesz?
– ojciec z niedowierzania, usiadł na fotel.
- Mam w tym mieście
kilku informatorów, ale jakich i gdzie to już moja sprawa tato. Jeżeli się nie
pośpieszymy to kolejna ofiara Amazonki zginie. – Chris ułożył swoje palce u
prawej dłoni na kształt pistoletu i przyłożył sobie do szyi.
- Ale..
– widząc minę swojego syna, Mark posłusznie wstał z fotela i wziął
do reki telefon. Wystukał szybko liczby.
- Policja? Chce
rozmawiać z Georgiem Savierem. Tak teraz. Szybko.
***
- Co jest do cholery?
– szepnęła Amazonka, siedząc przy ekranie swojego dobrze rozbudowanego
komputera. Zdołała się włamać do kamer w San Salvadore. Widząc tłum ochroniarzy
i policjantów, otaczających całą firmę, zaczęła krzyczeć na głos:
- Jasna cholera!!!
Wstała z krzesła i uderzyła pięścią
w blat. Zamyśliła się. Po chwili na jej usta wpełzł chytry uśmieszek. Złapała
do ręki swoją walizkę i wyszła z mieszkania.
***
- Oby się mi udało -
szepnął do siebie Chris, siedząc w niewielkim pokoju z kamerami. Obok niego
siedział ojciec i bardzo szczegółowo obserwował ludzi, których widział na
ekranach monitorów. - Oby...
Odpowiedzialny!? Ty sobie ze mnie kpisz? Najinteligentniejsza postać z całego tego tekstu powiedziała o średnio rozgarniętym chłopaku "odpowiedzialny"! Ani mi się śni :/
OdpowiedzUsuńIdę do kolejnego rozdziału ;)