5 lutego 2018

Labirynt myśli #14

            Przez kilka sekund przyglądaliśmy się sobie, a panujące pomiędzy nami napięcie było niemal wyczuwalne. Nie mogłam wydać z siebie żadnego dźwięku ani wziąć głębszego wdechu ustami, ponieważ ręka chłopaka brutalnie przylegała do powierzchni moich ust.  Powoli skierowałam swoją lewą dłoń ku górze i podjęłam nieśmiałą próbę uwolnienia moich ust z tej silnej pułapki, jednak gdy tylko dotknęłam palców Jeremiasza, poczułam przepływającą pomiędzy nami energię. Z niesamowitą intensywnością do mojego umysłu wdarły się emocje i myśli, których do tej pory nie mogłam usłyszeć, mimo wielu poczynionych przeze mnie prób. Zalała mnie fala kolorowych emocji i uczuć, których nie spodziewałam się odnaleźć w umyśle przyjaciela. Róż zauroczenia połyskiwał miejscami intensywną czerwienią miłości, regularnie moją jaźń zasnuwała lekka mgiełka pomarańczowej niepewności, zakrywana głębokim uczuciem żółtawo-złotej radości. Najbardziej w tej ferii ciepłych uczuć zaskoczyła mnie brązowa smuga poczucia bliskości lizana przez zgniłą zieleń chciwości. Nie wiedziałam, że moja osoba tak mocno działa na chłopaka. Zawsze był wobec mnie uprzejmy, ale jednocześnie zupełnie obojętny, jakby moja obecność nie była dla niego niczym nadzwyczajnym. Ale po tym, co ujrzałam w umyśle przyjaciela, nie byłam już pewna, kim tak naprawdę jestem dla Jeremiasza. Jego uczucia znacznie wykraczały poza sferę przyjaźni.

            Ocknęłam się, gdy poczułam jak męska ręka uwalnia moje usta, jednocześnie odpychając moją dłoń. Kontakt pomiędzy mną, a jego umysłem został nagle zerwany. Poczułam się tak, jakby ktoś bez uprzedzenia przywalił mi w brzuch z całej siły pięścią. Byłam niemal pewna, że moje ciało zachwiało się, tracąc na chwilę równowagę. Złapałam się na tym, że boję się skierować wzrok na swojego przyjaciela, nie chcąc zobaczyć w jego spojrzeniu tego, co ujrzałam w myślach. Nie mogłam jednak ciągnąć tego w nieskończoność. Moje relacje z Jeremiaszem uległy ostatnio już wystarczającemu zepsuciu i nie chciałam, aby ta mała „wpadka” całkowicie nas od siebie oddaliła. Może zachowywałam się egoistycznie, ale potrzebowałam go, aby zrozumieć, co tak naprawdę dzieje się w Wilii. Dlatego postanowiłam udawać, że nic się nie wydarzyło, choć nie byłam pewna, czy nie wyczuł tej zmiany, która zaszła pomiędzy nami.

            Bez dłuższego wahania spojrzałam na przyjaciela i poczułam rozczarowanie. Jeremiasz nie patrzył na mnie, tylko twardo sondował wzrokiem korytarz, z którego dochodziły coraz wyraźniejsze odgłosy kroków. Nie musiałam używać daru, by stwierdzić, że w naszą stronę idzie nie jedna osoba, lecz dwie. Poczułam rosnącą we mnie panikę. A co jeśli nas zobaczą? Nie wiedziałam, gdzie się znaleźliśmy, ale na pewno nie było to bezpieczne miejsce.

- Zobaczą nas. – szepnęłam, z przerażeniem patrząc na Jeremiasza. Jednak chłopak zachowywał kamienną twarz, otaczając się niesamowitą sferą spokoju i opanowania. Chciałam się czuć w tym momencie tak samo pewnie jak on. Nie widząc żadnej reakcji na moje słowa, gwałtownie ruszyłam do przodu, licząc naiwnie, że może uda mi się dostać na schody, zanim idące w naszą stronę osoby, będą w zasięgu mojego wzroku. Nie zdążyłam zrobić dwóch kroków przed siebie, gdy Jeremiasz przyciągnął mnie mocno w swoją stronę, zmuszając do klęknięcia. Ten chwilowy kontakt spowodował, że poczułam rosnące zniecierpliwienie i wściekłość w emocjach chłopaka.

- Ty naprawdę zwariowałaś! – syknął w moją stronę, nie tracąc z oczu korytarza.

- Przecież nas tu zauważą – zwróciłam mu uwagę, próbując wyrwać się z jego uścisku. Na ustach Jeremiasza zamajaczył lekki uśmiech, przepełniony niezachwianą pewnością siebie, który sprawił, że poczułam się zdezorientowana. Przestał na chwilę obserwować przestrzeń przed sobą i spojrzał z politowaniem na mnie, przez co poczułam się jak kilku latka, która popełniła jakąś gafę.

- Myślałem, że poznałaś już wszystkie moje sekrety. – te słowa zmroziły mi krew w żyłach. Wiedział, że grzebałam w jego umyśle! Tylko po czym to poznał? W głowie miałam tak wiele nowych pytań do niego, ale to nie była pora na takie szczere rozmowy. Jeremiasz zauważył moje wahanie i wydał z siebie coś, co przypomniało zduszony śmiech.- Jesteś przesłodka, gdy próbujesz utrzymać pozory. Ale nie mamy czasu na pogawędki. Nie zauważą nas. Jestem tego pewny. Musisz mi po prostu zaufać. Chociaż ten jeden raz.

            Kiwnęłam nieśmiało na zgodę. Wtuliłam się w sam kąt pod schodami i zamknęłam oczy, wiedząc, że właśnie w tej sekundzie osoby, których kroki słyszeliśmy od kilku minut, wynurzyły się z czeluści ciemnego korytarza. Nie chciałam otwierać oczu, zupełnie jakby to miało mnie obronić przed ich spojrzeniem. Moja wyobraźnia narzucała mi coraz to nowe obrazy tortur, których będziemy doświadczać z Jeremiaszem, gdy zostaniemy zauważeni. Jednak mijały kolejne sekundy i nic się nie działo. Zebrałam się na odwagę i uchyliłam lekko powieki, a to co zobaczyłam, wprawiło mnie w osłupienie.

            Przy metalowych drzwiach stał Kier i Simon i w milczeniu wpatrywali się w stalową taflę. Zachowywali się zupełnie tak, jakby na kogoś czekali. Próbowałam się skupić, aby wypuścić wiązki daru w ich stronę, ale strasznie rozpraszało mnie to, co znajdowało się kilka centymetrów przed moją twarzą. Była lekko zamglona tafla czegoś, czego nie potrafiłam nazwać. Wyglądała podobnie, jak jakaś rozciągliwa błona, zza której dochodziły delikatnie stłumione dźwięki. To było niezwykłe.

Spojrzałam na Jeremiasza, który czując na sobie mój wzrok, uśmiechnął się nieznacznie pod nosem. Zanim zrozumiałam co się dzieje, poczułam, jak dłoń chłopaka oplata moją i wszystko zrozumiałam w ułamku sekundy. Nie wiem jak on to zrobił, ale umyślnie wykorzystał mój dar, aby dostarczyć mi odpowiedzi, których tak rozpaczliwie poszukiwałam. Roztaczająca się przed nami membrana, była częścią daru chłopaka. Jeremiasz, gdy tylko chciał, mógł w ułamku sekundy stać się niewidzialny dla wszystkich. To było fascynujące być tak blisko Kiera i Simona, jednocześnie wiedząc, że oni nie zdawali sobie sprawy z tego, że ktoś ich obserwuje. Zrozumiałam też, że aura niewidzialności, którą roztaczał wokół nas Jeremiasz, nie sprawiała, że przestaliśmy być słyszalni i nietykalni. Musiałam uważać, aby nie wydać z siebie jakiegoś głośnego dźwięku. Moglibyśmy wtedy zostać zdemaskowani.

Ścisnęłam dłoń przyjaciela mocniej, w geście zrozumienia i puściłam ją, wyczuwając, że gdzieś na obrzeżach świadomości chłopaka kłębią się gwałtowne emocje, które próbują dostać się do mojego umysłu. Na twarzy chłopaka pojawiło się rozczarowanie, które bardzo szybko przykrył maską obojętności i skupienia. Oboje zaczęliśmy obserwować, co dalej się wydarzy.

Nie musieliśmy długo czekać. Po minucie drzwi wydały z siebie pojedynczy, drażniący pisk i otworzyły się. Naszym oczom ukazała się Anaya z okrutnym wyrazem satysfakcji na twarzy. I choć jej ręce były niemal sterylnie czyste, przeczuwałam, że były pokryte grubą warstwą ludzkiej krwi i cierpienia.  Wzdrygnęłam się i powstrzymałam przed wydaniem jęku. Nawet niewidzialna błona nie mogła mnie ochronić przed obrazami i emocjami, które uczepiły się umysłu dziewczyny jak ostatniej deski ratunku. Zobaczyłam projekcję ludzkiego cierpienia, a w samym centrum stała ona – z zimnym uśmieszkiem na twarzy, poruszając palcami u dłoni jak lalkarz podczas występu z kukiełkami. Wiedziałam, że były to resztki istnienia osób, które niedawno pożegnały się z tym światem. Były to ofiary sadyzmu Anayi i jej chorych planów.

- Udało ci się? – usłyszałam twardo wypowiedziane pytanie Kiera, które przywróciło mój umysł do rzeczywistości. I chociaż delikatne, zanikające wstęgi ludzkich myśli wciąż dotykały mojej jaźni, zaczęłam je ignorować, chcąc usłyszeć odpowiedź Anayi.

- Oczywiście. Jak zawsze. – dziewczyna z satysfakcją wyciągnęła przed siebie małą fiolkę, w której znajdował się ciemnopurpurowy płyn. Nie chciałam zastanawiać się, czym do końca była ta maź. Wyczuwałam podświadomie, że aby znalazła się w tym szklanym naczyniu, wiele istnień musiało cierpieć bolesne katusze.

            Kier zachłannie wziął w dłonie małe naczynie i uśmiechnął się chciwie. Stojący obok niego Simon bez wyrazu twarzy podszedł do Anayi i stanął u jej boku. Dziewczyna pogłaskała go delikatnie i z czułością po ramieniu, jakby chciała go uspokoić. Przez chwilę przez głowę przeszła mi myśl, że taki gest był przepełniony nie tyle co miłością, lecz chorobliwym poczuciem własności. To co łączyło tych dwoje nie było zwyczajną więzią krwi. Oznaczało coś więcej, lecz nie potrafiłam określić co.

- Za dwa dni przyjedzie następna tura. A potem przystąpimy do działania. – Kier ostrożnie schował fiolkę w połach swojej marynarki i bez zbędnych pożegnań odwrócił się i znikł w korytarzu, z którego przyszedł razem z Simonem.

            Rodzeństwo jeszcze przez chwilę patrzyło w milczeniu w ciemność, w której znikł Kier. Gdy jego kroki stały się cichsze i mniej wyraźne, Simon odwrócił się twarzą do swojej siostry i zapytał:
- Dlaczego to tak długo trwa?

- Cierpliwości bracie. Niech ten naiwniak się cieszy, póki jeszcze może. Za tydzień zniknie nam z oczu. I to na dobre. – odparła Anaya, gładząc dłonią policzek chłopaka. Simon odtrącił jej dłoń, wywołując na twarzy dziewczyny grymas złości.

- Myślisz, że nikt się nie domyśli? Nikt nie usłyszy tych krzyków?

- Nie, ponieważ żaden z tych głupców, tam na górze, nie wie o istnieniu tego pomieszczenia oraz innych obdarzonych. – Anaya uśmiechnęła się leniwie i ponownie zaczęła dotykać brata z chorą fascynacją.

- Jesteś tego pewna? A Serafina? Albo ten dziwak, co wszędzie znika? Przecież oni nie są głupi. – warknął w jej stronę Simon. Anaya przerwała pieszczoty i zmarszczyła brwi, wpatrując się w twarz brata.

- Przestań się tym martwić. Przecież wyczujesz ich zapach, choćby na kilometr. – mówiąc to, stuknęła trzykrotnie opuszkiem palca wskazującego nos brata. – Nie zauważyłeś niczego podejrzanego, gdy byłeś na nocnym obchodzie?

- Nie. – odparł krótko Simon, a ja wiedziałam, że w tym momencie okłamał siostrę. Ja nie zapomniałam spotkania z bestią, która dobrodusznie nie zrobiła mi żadnej krzywdy, podczas mojej nocnej przechadzki. I teraz wiedziałam czym, a raczej kim tak naprawdę było to zwierzę.

- Więc nie masz, o co się martwić. – Anaya uśmiechnęła się ze słodkością, której nie oczekiwałam u niej. Simon parsknął śmiechem, jakby uważał jej odpowiedź za coś zabawnego. Rozejrzał się po korytarzu, a jego wzrok zatrzymał się nagle na wnęce, w której ukrywałam się razem z Jeremiaszem. Wstrzymałam oddech.

- Wolę mieć oczy dookoła głowy, aby ktoś nie zaczął czasem wtykać nos w nie swoje sprawy.

            Wiedziałam, że to ostrzeżenie, choć nie mogłam uwierzyć w to, że Simon odkrył naszą obecność. Siedzący obok mnie Jeremiasz napiął wszystkie swoje mięśnie, gotowy do obrony w razie nagłego ataku. Jednak żaden atak nie nastąpił. Simon parsknął pod nosem, co zabrzmiało zupełnie jak szyderczy śmiech, lecz w nieco cichszym wykonaniu niż zazwyczaj było mi dane usłyszeć. Anaya zerknęła w miejsce, w które tak natrętnie wpatrywał się jej brat, ale nie zauważyła nic niepokojącego. Widziałam jej wzruszenie ramion. Klepnęła brata po ramieniu i szepnęła mu coś cicho do ucha. Simon przestał patrzeć na nas, za to obrzucił siostrę wściekłym spojrzeniem. Cokolwiek Anaya powiedziała, nie spodobało mu się to.

- Idziemy. – powiedziała dziewczyna i oboje spokojnym krokiem minęli nas, zaczynając powolną, ale równomierną wspinaczkę po schodach.


Kiedy ich głosy i kroki umilkły, odetchnęłam z ulgą. Jeremiasz wykonał nieznaczny gest dłonią i otaczająca nas błona rozpłynęła się w powietrzu. Wyczołgaliśmy się spod schodów i zaczęliśmy rozciągać, zmuszając nasze mięśnie do współpracy. Spojrzałam podczas tych niecodziennych ćwiczeń na metalowe drzwi i zadrżałam, wiedząc, że Jeremiasz zamierza tam wejść. Wiedziałam, co tam zobaczę i wolałabym, aby pozostało to moimi wyobrażeniami, a nie stało się smutną rzeczywistością. 

1 komentarz:

  1. "Złapałam się na tym, że boję się skierować wzrok na swojego przyjaciela, nie chcąc zobaczyć w jego spojrzeniu tego, co ujrzałam w myślach" - bardzo podobało mi się to zdanie <3

    Mam nadzieję, że między Serafiną i Jeremiaszem urodzi się jakieś uczucie. Lubię ich oboje i sadzę, że chyba by do siebie pasowali.
    Wygląda na to, że udział Simona i Anyi w opowiadaniu będzie o wiele większy niż sądziłam. Najwyraźniej ściśle współpracują z Kierem, a ponad to - planują go jakoś oszukać. Zapowiada się naprawdę ciekawy wątek. Z niecierpliwością czekam na rozwinięcie ;)

    Pozdrawiam serdecznie!
    I informuję, że u mnie również pojawił się nowy rozdział ;)

    OdpowiedzUsuń