Zbliżał
się wieczór. Chłodny wiatr, zapowiadający nadchodzącą noc, delikatnie muskał
moją skórę niczym czuły kochanek. Trzymałam dłonią jedną część otwartego przeze
mnie okna i patrzyłam w dal, rozmyślając nad tym, co ujrzałam w sali,
znajdującej się kilka pięter pode mną. Czułam napływające w kąciki oczu łzy,
które były wynikiem burzy emocji, rozdzierającej mnie od środka. Nie chciałam
ich jednak uwolnić. To nie była dobra pora na to.
Usłyszałam
ciche westchnienie za swoimi plecami. Nie miałam ochoty się odwracać, lecz
wiedziałam, że muszę to zrobić. Zmusiłam swoje ciało do ruchu i skierowałam
wzrok na siedzącego w najgłębszym rogu pokoju na zdezelowanym fotelu
Jeremiasza, który zakrywał twarz dłońmi. Wyglądał niczym posąg greckiego
herosa, który zastygł na wieczność w bezruchu. Wiedziałam, że mój przyjaciel
próbuje poradzić sobie z własnymi uczuciami. I choć nie do końca mogłam je odczytać,
ich cząstki dały mi do zrozumienia, że chłopak walczy z przerażeniem i
niedowierzaniem, które zawładnęły nim od środka. Cokolwiek zobaczył w tamtym
miejscu, nie różniło się aż tak bardzo od tego, co ja ujrzałam. Rozumiałam go,
bo sama na początku miałam ochotę krzyczeć i pobiec w stronę Kiera, żądając
wyjaśnień. Tyle, że w odróżnieniu od Jeremiasza, ja tą wiedzę już posiadłam. Te
tajemnicze głosy wyjaśniły mi wszystko bez wypowiedzenia nawet jednego słowa.
Do tej pory żar ich emocji palił mnie od środka.
- Wszystko w porządku? –
powiedziałam łamiącym się głosem, nad którym ciężko mi było zapanować.
Jeremiasz opuścił dłonie w dół, tym samym odsłaniając twarz. Nie zauważyłam na
niej żadnych śladów łez. Mimo szalejących w nim uczuć, mężczyzna pozostawał na
zewnątrz niewzruszony - niemal obojętny. Jego chłodny wzrok zatrzymał się na
kilka sekund na mnie, po czym zaczął uważnie badać każdy kawałeczek
pomieszczenia, w którym się znajdowaliśmy.
- Gdzie jesteśmy? – zapytał twardo,
nie przerywając swoich oględzin.
- W moim azylu. – chłopak
przerwał na chwilę, aby zmiażdżyć mnie swoim spojrzeniem. Taka odpowiedź mu nie
wystarczała, potrzebował konkretów.
Wzięłam
głębszy wdech i bezwiednie przeleciałam wzrokiem po ścianach pokoju, który
wiele razy dawał mi ukojenie i spokój. To tu zaszywałam się, gdy nie chciałam
być już pod obserwacją. Nikt nie odwiedzał tej części domu. Nie tylko dlatego,
że znajdowała się ona w najwyższej kondygnacji budynku, budząc z zewnątrz
grozę. Było to miejsce pozbawione wszystkiego: elektryczności, ogrzewania i
praktycznie też mebli. Tylko samotny, rozpadający się fotel, stojący w rogu
pokoju i długa, ale wąska ława, ustawiona pod oknem, były na wyposażeniu tego
pokoju. Ale w chwilach samotności tyle mi wystarczało.
Dawniej
bywałam w tym miejscu niemal codziennie, płacząc, krzycząc czy rzucając się
bezradnie po bordowych ścianach, z których samoczynnie odpadała stara farba.
Niekiedy otwierałam wielkie okno, które było jednym źródłem światła w
pomieszczeniu, kładłam się na niewygodnej ławie i patrzyłam prosto w niebo na
płynące leniwie obłoki, szukając stamtąd ratunku. Lecz po pewnym czasie, gdy z
coraz większą łatwością szło mi panowanie nad moim darem, zaczynałam pojawiać
się w tym miejscu rzadziej, aż w końcu moje samotne wycieczki ustały w
momencie, gdy nauczyłam się odcinać od wszystkiego, co działo się w umysłach
innych.
Spojrzałam na
drewnianą podłogę, na której znajdowała się dość gruba warstwa kurzu i z lekkim
ukłuciem w sercu odnalazłam na niej swoje dawne ślady, rozmazane przez czas.
Byłam tu tak dawno, ze nie liczyłam, ze tu wrócę. Nie myślałam, ze będę
potrzebować odcięcia, aż do tej chwili.
- Północna część domu. Tył.
Ostatnie piętro z oknem, różniącym się nieznacznie wielkością od innych okien.
– odparłam bezbarwnym głosem, wewnątrz czując się jak zdrajca. Traciłam powoli
swój azyl.
- To ta część domu, która z
zewnątrz wygląda jak ruina? – zapytał powoli Jeremiasz, robiąc przy tym
zamyśloną minę.
- Tak. To ta część.
- Myślałem, że wewnątrz wygląda
to podobnie. – odparł, podchodząc do otwartego okna. Poczułam kolejny powiew
wiatru, który był jeszcze zimniejszy niż poprzednie. Zbliżał się wieczór, a w
pokoju zaczęło się ściemniać.
Delikatnie
zadrżałam na myśl o przebywaniu w ciemności razem z Jeremiaszem. Czułam jakiś
dziwny pociąg do jego osoby, który dawał mi podobne wrażenie bezpieczeństwa,
które odczułam czytając w umyśle Simona. Lecz u Simona ten pociąg miał
charakter dziki, naturalny, a ten u Jeremiasza był taki przyziemny i realny. Pokręciłam
głową, próbując rozgonić te niedorzeczne przemyślenia.
Podeszłam do
Jeremiasza, który wydawał się niewzruszony i nieobecny. Jednak przyglądając mu
się uważniej dostrzegłam na jego twarzy lekki rumieniec, a na splątanych ze
sobą ramionach gęsią skórkę. Tak trudno mi było uwierzyć w tamtej chwili, że
moja obecność silnie działała na niego.
- To rzeczywiście jest azyl. –
stwierdził po chwili milczenia chłopak, a na jego twarzy zagościł nieśmiały
uśmiech. Odwzajemniłam go bezwiednie. – No to jak? Jesteś telekinetyczną,
medium czy jasnowidzącą?
Jego
bezpośredniość sprawiła, że na chwilę straciłam dech. Usiadłam tyłem do widoku
za oknem i splotłam ze sobą dłonie. Jak miałam wytłumaczyć kim jestem, gdy sama
nie znałam odpowiedzi na to pytanie?
- Nie mam pojęcia. – odparłam
zgodnie z prawdą. Jeremiasz zerknął na mnie z ukosa i oparł się o wąski
parapet. Wydawało mi się, że przez sekundę zauważyłam na jego twarzy jakiś
cień, lecz szybko znikł on pod maską opanowania. – Wiem, że potrafię namieszać
prawie każdemu w głowie.
- Żebyś wiedziała… - mruknął pod
nosem chłopak, i choć na jego twarzy zagościł żartobliwy uśmiech, jego wzrok
pozostawał niesamowicie poważny. Nie wiedziałam, co tak naprawdę dzieje się w
jego głowie. Oprócz tej jednej chwili pod schodami, jego umysł zakrywała
cienka, mglista powłoka, która zniekształcała mi obraz emocji. Nie wiedział, co
o tym sądzić.
- Sam nie jesteś święty. Ta twoja
ciągła nieobecność. Znikanie i pojawianie się nagle. Duchem jesteś czy co? –
odgryzłam mu się nieco za bardzo opryskliwie, ale nie obraził się o to.
- Można tak powiedzieć. Potrafię
się zdematerializować tak, że pozostaję niewidoczny dla reszty. Nikt mnie nie
widzi, nikt nie może dotknąć. Przenikam ściany jak powietrze, jednocześnie
mogąc poruszać czym chcę i to dotknąć. Jestem jak żywy duch. – powiedział to
wszystko szczerze, niemal jednym tchem. Jego zaufanie względem mnie było
niepokojące, ale jednocześnie takie miłe. Nikt dawno ni był tak szczery w
rozmowie ze mną. Jeremiasz był niesamowity. – Idealny żołnierz, jak mawiał mój
ojciec.
Ostatnie
słowa wypowiedział z taką nutą goryczy, że zrozumiałam, iż nie należy o to
pytać. Zerknęłam na niego niepewnie, ale wciąż pozostawał taki sam.
Niewzruszony. Jego opanowanie ciągle mnie szokowało.
- Ale ty jakoś zawsze wiedziałaś,
że się zbliżam. Tylko jak to robiłaś?
- Nie trudno cię usłyszeć, gdy
myślisz i czujesz. – odparłam, uważając tą odpowiedź za logiczną i prostą do
zrozumienia. Jednak dla niego okazała się ona niezrozumiała. Ześlizgnął się z
parapetu i usiadł bardzo blisko mnie. Poczułam się niezręcznie. – Mogę ci
pokazać, ale możesz nie być zachwycony.
Usiedliśmy
przodem do siebie, a ja uniosłam dłonie i delikatnie dotknęłam opuszkami palców
jego skroni. Zadrżał pod moim dotykiem, ale zignorowałam to. Poczułam
niesamowitą chęć wejścia w jego umysł na siłę, ale nie chciałam zrobić mu
krzywdy. Ludzkie jestestwo było takie delikatne.
- Zobaczysz wszystko? – zapytał,
a w jego głosie zabrzmiała nutka strachu.
-Nie. Tylko to, co będziesz
chciał mi pokazać.
-Będzie bolało?- skrzywił się na
myśl o bólu.
- Nie sądzę, że w ogóle cokolwiek
poczujesz. Chyba, że będę tego chciała.
Popatrzył
na mnie z lekką rezerwą, ale kiwnął głową na znak zgody. Przymknęłam powieki i
dałam ponieść się darowi. Zaczęła mnie przepełniać radość i cieszyłam się
niczym małe dziecko z prezentu. Dobrowolne grzebanie w czyjejś świadomości tak
mocno różniło się od tego, co robiłam do tej pory. Emocje nie były oporne,
śmiało zbliżały się do mnie i lizały moją jaźń, przyjaźnie witając się ze mną.
Natomiast wspomnienia trzymały się z boku i czekały na swoją kolej. Nie
chciałam wbrew Jeremiaszowi zobaczyć któregoś z nich, więc zaczęłam zbliżać się
do migających obrazów i czekałam cierpliwie, aż któreś samo się przede mną
ujawni.
Efekt
mojego oczekiwania zaskoczył mnie. Większość wspomnień rzuciło się na mnie,
napełniając mnie kolorowymi obrazami, które przewijały się przed moimi oczami
niczym film. Emocje, które towarzyszyły każdemu ze wspomnień, otaczały mnie jak
kolorowa mgła, która zmieniała natężenie danego koloru jak w kalejdoskopie.
Odczuwałam szczęście, smutek, złość, miłość i wiele innych emocji z takim
natężeniem, aż zakręciło mi się w głowie. Postanowiłam się odciąć od umysłu
Jeremiasza i z ulgą stworzyłam niewidzialną barierę, która oddzieliła mnie od
tego, co nie było częścią mnie.
Rozejrzałam
się na spokojnie i dostrzegłam, że niewielka grupa wspomnień trzyma się wciąż
na uboczu. Wyszłam z tęczowej burzy, która była wobec mnie otwarta i chętna, i
zbliżyłam się do tych, które nie chciały się ujawnić. Obejrzałam z
zaciekawieniem plamę rozmazanych obrazów i kolorowych, mglistych emocji, które
wirowały w miejscu, a z każdym moim krokiem oddalały się ode mnie. Byłam bardzo
ciekawa, co ukrywa przede mną Jeremiasz, a pokusa złamania bariery, chroniącej
niechętne mi wspomnienia, była bardzo silna. Z trudem zwalczyłam ją, odsuwając
się w tył do burzy szalejącej za moimi plecami, ale nie weszłam w nią ponownie.
- Pokaż mi, co chcesz. –
wyszeptałam, pierwszy raz pozwalając, aby osoba pod moim wpływem świadomie
zadecydowała, co chce mi ukazać.
Długo nie
czekałam na reakcję Jeremiasza. Przed moimi oczami ukazał się nieco rozmazany
obraz miejskiego placu zabaw. Wyczuwałam czyste, dziecięce szczęście i silne
zaufanie. Dostrzegłam, że poruszam się wraz z osobą małego chłopczyka w tył i w
przód, huśtając się na nieco zdezelowanej huśtawce. Ktoś pchał delikatnie moje
plecy, abym nabrała prędkości. Nieśmiało odwróciłam głowę do tyłu i ujrzałam
najpiękniejszą kobietę, jaką widziałam w życiu. Blondwłosą loki falowały w rytm
ruchów jej ciała, a na twarzy gościł delikatny uśmiech oraz skupienie.
Wyczuwałam łączącą chłopaka i kobietę silną więź. To było takie niesamowite.
Nagle obraz
uległ wykruszeniu. Rozpadł się, niczym rozwiany przez wiatr piasek. Stałam w
deszczu i drgnęłam, gdy świetlista błyskawica przecięła niebo. Widziałam
wspomnienie oczami Jeremiasza, jednocześnie stojąc tuż obok jego osoby. Skulony,
ze łzami w oczach, twardo stał przed głębokim dołem, do którego pracownicy
zakładu pogrzebowego z cichym stękaniem opuszczali białą trumnę. Wokół nie było
nikogo. Żadnego tłumu rozpaczających żałobników. Tylko grabarze i ksiądz, który
mruczał pod nosem modlitwę pożegnania. Przepełniał mnie smutek i złość, do
kogoś kto był częścią nieszczęścia, dziejącego się wokół mnie. Zanim trumna
dosięgła dna, obraz zamigotał i ponownie się zmienił.
Środek lasu.
Gorąc i duchota. Stoimy niedaleko rozłożystej sosny i patrzymy na obóz
wojskowy, rozkładający się niżej, w dolinie. Czuję obojętność przyjaciela, a
zarazem wzrastającą w nim determinację. Słyszę, że za naszymi plecami, ktoś
zbliża się, otwarcie informując nas o swojej obecności. Zauważam, że Jeremiasz
odwraca się w stronę obcego. Robię to samo. Przed moimi oczami ukazuje się
niski i krępy mężczyzna, z gęstym, czarnym wąsem oraz burzą równie czarnych
włosów na głowie. Ubrany w wojskowy strój, stoi niemal na baczność. Mówi coś w
naszą stronę ze złością, a ton jego głosu daje mi do zrozumienia, że ten
człowiek nie uznaje sprzeciwu. Nie mogę jednak odróżnić pojedynczych słów,
jakby wspomnienie było niekompletne, bądź umyślnie niepełnie mi ukazane. Nie staram
się wyostrzyć wspomnienia, tylko czekam na rozwój wydarzeń. Mężczyzna z wąsem
zbliża się, a ja odczuwam rosnącą w Jeremiaszu determinację. Odpowiada coś w
stronę mężczyzny, a ja zaczynam rozumieć, kim on jest. Ojciec Jeremiasza staje
naprzeciwko nas i krzyczy coś, ale żaden dźwięk nie wydobywa się z jego gardła.
Chłopak pozostaje jednak niewzruszony na krzyki ojca, stoi i pewnie coś
odpowiada. Mam wrażenie, jakby jego usta ułożyły się w słowo „zabawka”, lecz
nie jestem pewna. Czuję silne uderzenie i wspomnienie znika.
Znów znajduję
się w umyśle Jeremiasza, otoczona przez kolorową burzę. Nie mam jednak chęci,
aby obejrzeć każde ze wspomnień. Czuję się wyczerpana. Gdy już chcę opuścić
umysł chłopaka, jakaś plama emocji łapie się mojej osobowości i nie chce
puścić. Próbuję ją strącić, lecz ona rozpływa się i wsiąka w mój umysł bez
zaproszenia. Fala niespodziewanych emocji zaczyna mnie przytłaczać i dusić.
Tylko raz odczuwałam podobne uczucie, ale było one sformułowane w nieco
odmienny sposób. Wiem jak je zdefiniować, ale się boję. Boję się
odpowiedzialności, która idzie wraz z przyznaniem się do tej emocji. Jest ona
stała i umocniona przez czas. Wiem, że nie powstała przed chwilą, tylko była
tworzona na przestrzeni lat i opiera się na krótkich wspomnieniach, w których
mogę ujrzeć sama siebie. Zupełnie jakbym stała w lustrze i rozmawiała ze swoim
odbiciem. Nie chcę tego czuć, próbuję uciekać, wydostać się. Niestety ponoszę
klęskę.
Wyczuwam w
oddali, że Jeremiasz próbuje uwolnić się spod mojego działania. Szarpie się,
lecz ja jestem niewzruszona. Wiem, że moje dłonie nie trzymają jego skroni, ale
i bez nich utrzymuję połączenie. Mój dar rośnie w siłę, czuję to. Wiem, że nie ucieknę
już od czerwonych wstęg, które oplatają mój umysł i próbują na siłę wedrzeć się
dalej – do serca. Opieram się, walczę i krzyczę w nicość. Buduję tysiące
barier, które pękają pod wpływem narastającej wokół mnie czerwieni. Chcę płakać
z bezsilności, lecz nie mogę. Uczucie zaczyna mnie pochłaniać, odbierając siły.
Zaczynam dopuszczać do swojej świadomości to wszystko, co mnie atakuje.
Zaczynam smakować uczucie, wchłaniać w siebie i wyczuwam je niemal jak swoje
własne.
Nagle uczucie
znika. Wszystko znika, a ja wracam do rzeczywistości. Wyczuwam chodne
powietrze, które wędruje po mojej spoconej skórze. Słyszę swój chrapliwy oddech
i czuję ból, który atakuje całe moje ciało. Jestem wyczerpana. Z trudem unoszę
powieki i napotykam wystraszone spojrzenie Jeremiasza. Jest zagubiony,
przerażony i emocjonalnie odkryty, jak nigdy dotąd. Chcę coś powiedzieć,
przeprosić, lecz mój głos nie chce się wydobyć.
Twarz
Jeremiasza zaczyna się rozmazywać przed moimi oczami. Mrugam, nie rozumiejąc,
co się dzieje. Chłopak próbuje się zdematerializować, zniknąć, lecz robi to z
widocznym trudem. Gdy zamykam i ponownie otwieram oczy, przede mną nikogo już nie
ma. Próbuje się ruszyć, lecz osłabiona upadam z cichym dudnieniem na ziemię.
Niedaleko słyszę podobny odgłos, ale nie jestem w stanie zrozumieć, co się
dzieje. Wiem, że nie w taki sposób człowiek powinien odkryć, że dla drugiej
osoby jest kimś ważnym. Kimś, kogo kocha się do granic możliwości. Zamykam oczy
i tracę przytomność.
Strasznie zniklam... Ale wrócę i nadrobię ;)
OdpowiedzUsuń